piątek, 29 czerwca 2012

W czasie deszczu dzieci się nudzą,

ale co robić z dziećmi w czasie upału żeby się nie nudziły??? W dodatku gdy plażowanie odpada ponieważ Anka (mniejsza z moich dziewczynek) ma kaszel po wyprawie na Elbę. Po szybkiej rodzinnej naradzie, wszystko dzieje się mniej więcej o 06.50 rano w niedzielę
:(((( ostatecznie padło na Cavallino Matto !!!! 
Jak w amoku pakowałam plecak. Ubrania i buty na zmianę dla Dziewczyn, krem do opalania z wysokim filtrem żebyśmy się nie usmażyli, aparat fotograficzny, jedna paczka chrupek, dwa malutkie soki i butelka wody. Przecież na miejscu są bary i restauracje! Stare wygi jesteśmy, jedziemy tam przecież już czwarty raz z kolei!
Z Pistoi to tylko 1,20 h w kierunku Livorno. Cavallino Matto to największy z toskańskich parków rozrywki. Znajduje się przy Via Po' 1 w Marina di Castagneto Carduci (Livorno). Nie ma co się śpieszyć bo wesołe miasteczko otwierają dopiero o 10.00 (a zamykają o 18.00, w okresie wakacji o 19.00). Kolejki do kasy NIE MA. Jeśli ktoś z Was był w Gardaland albo Mirabilandii to wie co mam na myśli!
Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 22 Euro, dla dziecka od 90 do 140 cm wysokości 17 Euro a takie brzdące jak Anka do 90 cm - szaleją gratis! Za bilety zapłaciliśmy kartą płatniczą (w dalszej części dowiecie się dlaczego tak to podkreślam).


Może nie jest to najtańsze spędzenie niedzielnego przedpołudnia, ale od czasu do czasu można sobie zaszaleć! My akurat tego dnia byliśmy ograniczeni wyjazdem służbowym Andrei no i meczem Italia-Anglia.
Każdą z 33 atrakcji można powtarzać w nieskończoność...a byli i tacy, którzy chwalili się, że zjeżdżają już 8 raz z rzędu! Zresztą ulubione koniki Ani zaliczyłyśmy 4 razy :) Dzień zaczęliśmy bardzo skromnie bo od westernowskiego pociągu, który objeżdża cały park w taki sposób, że na szybko można się zorientować co gdzie jest. Nowością w stosunku do roku ubiegłego był tunel na trasie jego przejazdu. Tego akurat nie polecam dzieciom under 3.  Anka miała lekki kryzys ... 
Nic specjalnego, ale plastikowa maska kukły - poszukiwacza złota - była chyba jak dla niej zbyt realistyczna. Nie doceniła również efektownego wybuchu skrzynek z dynamitem w zupełnych ciemnościach!  Później wszystko było już OK. Słowem nadużywanym tego dnia przez Dziewczynki było włoskie ancora czyli po postu: jeszcze, jeszcze raz!!!


Nie bez znaczenia jest fakt, że cały teren porośnięty jest wielkimi piniami i palmami (jesteśmy już właściwie nad morzem), które tworzą naturalne parasole przed piekącym słońcem. Dają dużo cienia i przez to jest naprawdę przyjemnie nawet w upał. Zabrałam ze sobą dla Ani i Zosi ubrania na zmianę (łącznie z bielizną) bo przydadzą się po zjeżdżalniach do  wody i bitwie morskiej (nota bene bardzo wskazanej w taki dzień jak ubiegła niedziela).


Ania po bitwie morskiej.

Oczywiście nie wszędzie mogliśmy wejść we czwórkę bo Ania jest jeszcze zbyt mała. Zosia wybierała sobie wyliczanką raz mamę a raz tatę na towarzysza zabawy, a "szczęśliwiec" opiekował się Anią :)
Zosia (124 cm) nie mogła wejść tylko na 4 z 33 atrakcji. Ja jednak zaryzykuję zakładem, że nawet jak już będzie miała 1,70 to nie skorzysta z takiej możliwości :)


Tu jestesmy w pierwszym rzędzie, w pierwszym wagoniku! A co!

Ciekawym doświadczeniem jest pójście do kina 4 D.  Wyliczanka skończyła się tym razem na mnie. Przy wejściu dostałyśmy po parze trójwymiarowych okularów. Taki niewinny film o cyrku. Przewija się i słonik i klown i tancerka...itd. Z relacji Zosi, mój krzyk i nerwowy śmiech podobno było słychać najbardziej. Ja tego nie pamiętam :)

Sofia z Andreą pedałują ku wierzchołkom drzew!
Większość z rozrywek zamykana jest na czas obiadu (od 13.00 do 14.00) i wtedy nie ma rady, trzeba jeść! Wszystkie ze stolików we wszystkich strefach przeznaczonych na piknik były już niestety zarezerwowane przez torby termiczne i lodówki turystyczne!!! Naszym zdaniem to skandal! Ręce opadają! Innym jak widać też skoro tak się wycwanili.
Jak wszyscy to wszyscy! My też jesteśmy głodni. Zaglądamy do plecaka a tam trochę pustawo! Skończyły się chrupki i soczki więc idziemy do restauracji. Nie mamy gotówki (tzn. mamy całe 4 Euro),  ale przecież mamy karty! No i tu problem bo jak się okazuje możemy sobie w te karty co najwyżej pograć! Wrrr. Nigdzie ich nie przyjmują oprócz kasy biletowej (i tym uśpili naszą czujność!). Morał był taki: przymusowa dieta dla wszystkich, nauczka dla Mamy żeby jednak w plecak wepchnąć lodówkę, a dla Taty, żeby zawsze mieć gotówkę w portfelu (bo ja swój zostawiłam w domu). Aha, parkingi w pobliżu są bardzo duże, nie są płatne i jeżeli zdarzy się Wam, że zapomnicie  zabrać czegoś z auta to wystarczy stempel na ręku przybity w kasie i bez problemu wpuszczą Was z powrotem.
Do domu wróciliśmy zmęczeni, głodni, ale bardzo bardzo zadowoleni! Zresztą jak jesteśmy wszyscy razem to każdy wyjazd jest UDANY!

3 komentarze:

  1. cudownie, że cię namierzyłam:-DDD przez maszkę:-D wybieram się od lat, ale wiosną to już muszę. Dobrze wiem, po co, ale napiszę również, czego potrzebuję:-) wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się cieszę,że mnie namierzyłaś Megimoher :) Czekm w takim razie na Twoją listę z zapotrzebowanim i biorę się do pracy! Pozdrawiam bardzo gorąco (35 stopni o 9.10 rano!). Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim parku to można poszaleć. Tylko bilety ciutkę drogie, ja na całą rodzinę. Ale za to wszyscy mogą się wybawić, nie tylko dzieciaki. Fajnie, że w ostatnim momencie pojawił się pomysł z tym miejscem.

    OdpowiedzUsuń