czwartek, 15 października 2015

Trochę Francji we Florencji


Powód dla którego warto jest wybrać się do Florencji, zawsze się znajdzie.
W ostatnią sobotę września, taką właśnie scusą był kiermasz promujący francuskie wyroby, pod nazwą „La Belle Epoque”. 
Na tydzień, plac Santissima Annuziata, stał się namiastką Paryża końca XIX wieku.
Kilkanaście kolorowych kramów, nawiązujących architekturą do francuskich kafejek z minionej epoki, rozłożyło się u stóp pomnika, Wielkiego Księcia Toskanii, Ferdynanda I Medyceusza.

 


 
Sklepiki, francuska muzyka w tle oraz oferowany asortyment, przeniosły nas na moment do kolorowej dzielnicy Montmarte. Oprócz tego, typowe dla kabaretowej scenerii,  oświetlenie z gołych nota bene żarówek i jesteśmy na Pigalle. A skoro Pigalle, to nie mogło zabraknąć Moulin Rouge. W nim została ulokowana jedna z restauracji.
 

 


 
Sprzedawców można było rozpoznać z daleka. Oprócz białych koszul, czarnych spodni/spódnic i białych fartuszków, każdy, bez względu na płeć, miał na głowie hit minionej epoki, przeuroczy kanotier. Uśmiechnięci od ucha do ucha i o dziwo zagadujący czasami po włosku, zapraszali do swoich stoisk. Chętnych na degustację nie brakowało. Bo mimo tego, że Włosi nie przepadają za Francuzami, to nie pogardzą kieliszkiem szampana czy kęsem dobrego sera, nie wspominając o świeżych ostrygach !
 
 
 
 
My akurat na jedzenie nie miałyśmy zupełnie ochoty, ale skusiłyśmy się na kupno sera i musztardy. Ja szykowałam się nawet do zakupu cebuli... :W ostatniej jednak chwili, przez barierę mojego zakupowego amoku, przedarło się pytanie Sofii : Mamo, kupujesz cebulę ??? Przecież taka sama jest w COOP’ie !
No i doszłam do siebie. Cieszę się, że nie byłam sama, bo aż się boję pomyśleć z czym wróciłabym do domu :))

 
 
Fakt, została mi odebrana przyjemność zjedzenia francuskiej cebuli i nasz domowy budżet nie legł w gruzach (6 Euro/kg). A ja, za moment jednak wyżyłam się na stoisku z lawendą i mydłami ...  

Pomiędzy straganami pachniało świeżym pieczywem, serami z porostem i przerostem, winem, słodyczami, ciasteczkami, mydłem marsylskim i lawendą. I te właśnie stoiska były najbardziej oblegane.
 

 

 



 
 Nie brakowało ani świeżych ostryg ani szampana !



Nie będę ukrywała, że z całej wyprawy najbardziej podobała mi się ... Florencja !






Jestem pewna, że kiermasz cieszyłby się większym powodzeniem, gdyby został zorganizowany przed świętami Bożego Narodzenia, podobnie jak ten o którym pisałam tutaj. Biorąc pod uwagę, że to nadal był wrzesień i turystów we Florencji nie brakowało, to frekwencja nie była zawrotna.
Chociaż, jak na Montmarte i pobliską dzielnicę czerwonych latarni przystało, być może zaczynało się tam robić tłoczno dopiero po zmroku ...
My, nie mogłyśmy czekać aż do zmierzchu, wielka szkoda, ale ktoś przecież musiał pomyśleć o kolacji,   c’est la vie !
 

czwartek, 8 października 2015

Viva gli Sposi !


24 lipca 2015, sakramentalne tak powiedzieli sobie Joasia i Piotrek. Ślub odbył się w kościele San Giovanni Fuorcivitas w Pistoi, jednym z najpiękniejszych kościołów w mieście.
Wyjątkowa uroczystość, niezwykłe osoby i chwile chwytające za serce. Mimo tego, że Asia i Piotr znają się od lat, to wyczuwalne było lekkie napięcie, a może raczej powaga sytuacji. Ja standardowo już zalałam się łzami !
Chciałam zwrócić uwagę, że tym razem korespondowałam wyłącznie z Panem Młodym i dodam, że współpraca z Piotrkiem, to była czysta przyjemność. Bardzo sprawnie przeszliśmy przez formalności związane z dokumentami, wyborem noclegu i fotografa, ...itd.
A propos zdjęć. Drugi już raz, fotografią podczas organizowanego przeze mnie ślubu w Toskanii, zajęli się Basia i Marco, profesjonalni fotografowie z Rzymu.
A teraz oddaję głos Parze Młodej:

Nasz ślub w Toskanii stał się możliwy tylko dzięki Pani Asi.
Od samego początku nie było żadnych problemów - Pani Asia poprosiła tylko o zorganizowanie odpowiednich dokumentów w Polsce, reszta w zasadzie była załatwiona bez naszego zaangażowania - wybraliśmy tylko termin, kościół, hotel itp.
Na miejscu także byliśmy stale pod opieką Pani Asi i czuliśmy się jak w domu.
Wszystko było dopięte na ostatni guzik i nie musieliśmy się o nic martwić.
I było super.
Nie trzeba nic dodawać.
Joanna i Piotr


W tle kościół San Giovanni Fuorcivitas.




Tego dnia żar lał się z nieba. Miałam wrażenie, że kulminacyjna fala upałów, która nawiedziła wówczas Toskanię,  sięgnęła ekstremum.
Zaradziliśmy i temu. Po uroczystości, wspólnie z Joasią i Piotrkiem, Ks. Krzysztofem oraz Basią i Marco poszliśmy wznieść toast za zdrowie Młodych na Piazza della Sala.


Uwielbiam te momenty i dodam, że nie tylko ze względu na Spritz’a :) Przede wszystkim dlatego, że mogę się wtedy nacieszyć efektami swojej pracy ! Przypatrzeć z bliska Waszemu szczęściu, któremu chociaż odrobinę, ale pomogłam. Lubię oglądać Wasze uśmiechnięte twarze, posłuchać pierwszych wrażeń, wyłowić śmielsze już zerknięcie na męża/żonę i obserwować zabawę dopiero co wsuniętą na palec obrączką.

Takie chwile są wyjątkowe.

---

Kochani Joasiu i Piotrze,
 jeszcze raz, życzę Wam spełnienia marzeń, szczęścia i miłości tak gorącej jak temperatura w dniu Waszego ślubu !