sobota, 12 grudnia 2020

Tajemniczy profil na Palazzo Vecchio


 Dziś, przeglądając różne zdjęcia, przypomniał mi się dzień w którym Andrea zabrał mnie pierwszy raz do Florencji. Przed poznaniem jego, byłam już w tym mieście wielokrotnie. Malo tego, wydawało mi się nawet, że widziałam „wszystko”, ale jak się okazuje zresztą do dziś, nic nie widziałam ! chodziliśmy sobie po Florencji, raczej bocznymi i ciasnymi uliczkami, z dala od turystycznych miejsc. Ale w pewnym momencie zaciągnął mnie jednak pod Palazzo Vecchio, a właściwie to z jego prawej strony, w pobliże fasady tuż za marmurowym posągiem Herkulesa i Kakusa autorstwa Bandinellego. I zadał mi pytanie czy coś widzę! I wyczekiwał, a ja się gapiłam w tę ścianę i nic oprócz renesansowego boniowania nie widziałam... Po kilku minutach, Andrea wspiął się na wystającą kamienną ławę (wtedy jeszcze nie było łańcuchów) i pokazał mi wyrzeźbiony w kamieniu profil.

Jak się okazuje, jeśli wierzyć legendom (a odnośnie tylko tej głowy są 4 różne wersje) autorem tej rzeźby w kamieniu jest Michał Anioł. Jakby nie patrzył jest to akt wandalizmu, przecież to bydynek użyteczności publicznej, ale jeśli faktycznie autorem jest w/w twórca, to uszczerbek na Palazzo Vecchio wydaje się być zwyczajnym zadrapaniem 😉 

Najbliższa mojemu sercu wersja, czyli ta opowiedziana przez Andreę, mówi że Michał Anioł, który przechodził przez Piazza della Signoria często spotykał swojego dłużnika. Osoba ta, za każdym razem go zatrzymywała, aby wyjaśnić, dlaczego nie może zwrócić pożyczonych pieniędzy. Znane wszystkim wymówki, jednym słowem nuda. I tak za każdym razem kiedy się spotykali Michał Anioł poświęcał swój czas, tracąc przy okazji cierpliwość. Pewnego dnia, rozmawiając z tą osobą, a mając ze sobą dłuto, z rękami za plecami, zaczął rzeźbić kamień za swoimi plecami. I tak dzięki dłużnikowi możemy do dziś podziwiać dzieło Michała Anioła wyryte na fasadzie Palazzo Vecchio. 

O tym jak Andrea zapunktował w moich oczach, jeśli to było/jest jeszcze bardziej możliwe, nie muszę Wam opowiadać. Był przeszczęśliwy, że czegoś o Florencji nie wiedziałam 😉



wtorek, 8 grudnia 2020

Świąteczna Pistoia

 Pistoia już mieni się milionami światełek. A dziś, zgodnie z włoską tradycją, ubieramy choinkę w domu 🎄. Obiecuję, że o świętach „po toskańsku” opowiem już wkrótce.












sobota, 5 grudnia 2020

Zwyczajne życie

Rano wyszłam po chleb. Po drodze widziałam wiele pięknych rzeczy ❤️Do domu wróciłam z chlebem, ciepłą jeszcze schiacciatą, obłędnie pachnąca mortadellą (pokrojoną w cieniutkie plasterki zgodnie z moim życzeniem) oraz wyrośniętym już ciastem na pizzę ... Będzie jak znalazł na wieczór. Koniecznie z zimnym piwem 😋







 

czwartek, 3 grudnia 2020

Kard



Kard (cardo), nazywany jest w Toskanii, karczochem biedaków. W Polsce znany również jako karczoch hiszpański. 

Jest to zimowa roślina, zbierana podczas pierwszych przymrozków (wtedy jest najbardziej chrupiący ;) 

Bardzo popularny i ceniony przed wiekami za właściwości zdrowotne, niestety z czasem trochę zapomniany. Dziś szturmem wchodzi nam do garnków. 

Dziś jest wiadomo, że ma wielki potencjał antyrakowy, obniża zły cholesterol, jest źródłem witaminy C i kwasu foliowego. Z wyglądu przypomina, trochę jaśniejszy,  „rozbity”’seler naciowy. 

Ja odkryłam go stosunkowo późno. Było to zupełnie inne warzywo od wszystkich, które znałam, ale od czego jest włoska Rodzina ;) Moja Teściowa przyrządza kard „po  florencku”. Innym razem jadłam go w panierce. W Piemoncie, kard łączy się z bagna cauda, ciepłym sosem na bazie czosnku i sardeli.

 Ile gospodyń, tyle sposobów! Ponieważ jest goryczkowaty w smaku,  dlatego najlepiej go ugotować. Chociaż jedzony jest i na surowo.

 Ja proponuję Wam przepis Teściowej. 

Do przygotowania potrzebny jest oczywiście kard, pasta z sardeli (ja miałam z tubki), masło, cytryna i sól. 

Kard czyścimy podobnie jak seler naciowy (ja używam do tego obieraczki do ziemniaków), kroimy na mniejsze kawałki i wrzucamy do wody z cytryną, aby nie ściemniał. Następnie gotujemy kard ok. 30 min w posolonej wodzie, albo do czasu aż zmięknie. Później  wyjmujemy na czystą ściereczkę i osuszamy. Rozgrzewany patelnię na którą wrzucamy kard, który chociaż przez chwilę musi odparować. Dodajemy masło i pastę z sardeli/anchois. 

Nie jestem w stanie podać Wam dokładnie proporcji, bo to zależy od ilości kardo i tego co wolicie bardziej czuć. Prosta i pyszna przystawka, którą serwuje się np. z kawałkiem podpieczonego chleba. Nie jest to danie, które robię do znudzenia, ale tu w Toskanii, nauczyłam się korzystać z dobrodziejstw pór roku i tego się trzymam. Dlatego zimą pojawia się często w naszym domowym menu. 

Próbowaliście ?