sobota, 15 czerwca 2013

Sposa bagnata, sposa fortunata czyli ślub Ewy i Marcina

Niektórzy z Was zapewne pamiętają, że 25 maja 2013 odbył się ślub Ewy i Marcina z Polski. Pozwoliłam sobie poprosić Ewę, żeby ten jeden raz wyręczyła mnie w napisaniu posta. Kto lepiej niż Ona/Oni, opowiedzą o przygotowaniach do tego ważnego dnia i samym wydarzeniu. Oddaję głos do studia :)

Pomysł na ślub w Toskanii?

Miało być romantycznie, w małym kościółku na wzgórzu z pięknymi widokami i klimatem jaki lubimy, zatem nie mogło być to inne miejsce jak zielone wzgórza Toskanii.
Ponieważ należę do osób że nie ma rzeczy niemożliwych zatem zaczęłam szukać informacji  i  natychmiast  po oświadczynach realizować pomysł ślubu w słonecznej (przynajmniej tak nam się kojarzy:)) Toskanii.
Pomocną dłoń podała nam Asia z Visitoscana. Osoba o niezwykłej aparycji, podobnym charakterze do mojego i zamiłowaniem do tego samego – podróży i przeżywania prozy życia w sposób niezwykły.
Asia z Visitoscana to ujmując poetycznie moja bratnia duszyczka, która z pełnym profesjonalizmem zajęła się organizacją naszego ślubu.
Moje wymagania? To typowo toskańska willa na zakwaterowanie podczas pobytu dla nas, naszych rodziców, a także świadków, zabytkowy kościółek na wzgórzu oraz klimatyczne miejsce na kolację w dobrym tonie. To tyle jeśli chodzi o przekazanie Asi podstawowych moich wymagań względem ślubu. Jedynym ustępstwem na które nie chcieliśmy pójść to zmiana daty ślubu.
Marcin, mój obecny mąż wymyślił taką, a nie inną datę i tego się trzymaliśmy. Zatem Asia musiała wszystko dopasować do tego terminu.
Wbrew pozorom , to najgorsze zadanie, bo noclegów o podobnych oczekiwaniach można znaleźć wiele, ale znaleźć księdza, namówić go na udzielenie ślubu, narzucić mu datę i wynająć zabytkowy kościołek z XII wieku, to już nie lada problem. Asia temu sprostała!!!!!
Zatem w bardzo krótkim czasie, bo w przeciągu niecałego miesiąca (nie wspominając, że podczas tego miesiąca Asia była na urlopie w Polsce) mieliśmy umówionego księdza, zarezerwowany kościół zgodnie z wybraną przez nas datą ślubu oraz przekazane wszystkie dokumenty jakie są potrzebne do zawarcia związku małżeńskiego poza krajem ojczystym. Wydawałoby się, że to może rodzić wiele problemów, jednak zgodnie ze wskazówkami Joanny wszystko stało się bardzo proste. Rzekłabym, że nad wyraz proste i łatwe do realizacji.
 
W międzyczasie Asia zaproponowała nam na miejsce noclegu typową toskańską willę. Płożona jest ona bardzo malowniczo i bardzo wysoko tuż przy drodze prowadzącej z Pistoi do Vinci. Widok, który można podziwiać z willi jest niesamowity. Jeśli ktokolwiek chciałby poczuć prawdziwą Toskanię to właśnie tam. Pech chciał, że trafiliśmy na zimne i deszczowe dni. Od lat nie odnotowano w tym rejonie takich opadów deszczu. Ponieważ willa usytuowana jest wysoko na wzgórzu, to panuje tam mikroklimat. Wiatr wiał potwornie i przez to nawet w pomieszczeniach było najzwyczajniej w świecie zimno. Willa ze swoimi grubymi murami i rustykalnym wnętrzem na pewno doskonale sprawdza się podczas upałów jakie panują tu w lipcu i sierpniu. Niestety nam pogoda sprawiła psikusa! Poza tym, wszystko było super, a widoki z okien i tarasu przysłaniały pogodowe mankamenty. 
I ostatnia ważna kwestia podczas organizacji ślubu w Toskanii. Jest to bez wątpienia wybór odpowiedniej restauracji. Stawialiśmy na tradycję, na lokal z duszą i pięknym wnętrzem. Asia zaproponowała nam kilka restauracji, każda miała swój urok, jednak nasz wybór padł na pierwszą z przedstawionych. Jest to typowo toskańska restauracja, mieszcząca się we Florencji nad rzeką Arno. Jest to miejsce z tradycją, przekazywana z dziada pradziada. Na ścianach są przepiękne malowidła i charakterystyczne dekoracje. Panuje tam niepowtarzalny klimat. Do tego ława przy której siedzieliśmy, to zwykła, a zarazem niezwykła ława, gdyż pochodzi z XII wieku!! Ponieważ my - młoda para - a także nasi rodzice stosujemy na co dzień nietłustą i bardzo delikatną dietę, a szczególnie wieczorem jesteśmy przyzwyczajeni do innej kuchni, to skosztowaliśmy mimo wszystko tradycyjnych toskańskich potraw. Zachwycaliśmy się szczególnie wyśmienitą pappa al pomodoro! Jednym słowem miejsce było jak najbardziej dla nas odpowiednie.
Inna ważna kwestia to pamiątka ze ślubu czyli zdjęcia. Ponieważ, ja i Marcin nie lubujemy się w zdjęciach ustawianych, w zdjęciach pozowanych i oklepanych przy parasolkach czy np. torach kolejowych bo to dla nas tandeta, to chcieliśmy mieć jak najbardziej naturalne zdjęcia z ceremonii ślubnej oraz zdjęcia we Florencji. Owszem, można było wynająć profesjonalnego fotografa, którego cena przyprawia we Włoszech o zawrót głowy ale naprzeciw temu, wyszła Asia z propozycją, że jej Andrea, który interesuje się fotografią amatorsko mógłby nam takie zdjęcia zrobić. Bez wahania podjęłam decyzję, że to ma być on. Nie znałam jego zdolności, bah, nie znałam nawet jego osobiście, ale zaryzykowałam i nie zapomnę tego do końca życia. Sesja z Andreą to była prawdziwa frajdą.Czułam się fantastycznie i czułam się jak gwiazda filmowa krocząca po stylowej Florencji. Trzeba dodać, ze uwielbiam pozować do zdjęć, co też na pewno Andrei ułatwiło zadanie. Czasami wyglądało to w taki sposób, że najpierw szedł Andrea, ja za nim, za mną lub obok mnie kroczyła Asia z naszym ukochanym pieskiem – Gasparem, a na końcu szedł pan młody :), przynajmniej tak twierdzi, że szedł na końcu, pominięty, a ja świetnie się bawiłam, bo rzeczywiście to była wielka frajda. Do tego florencki tłum z całego świata. Przechodnie uśmiechali się, gratulowali nam ślubu krzycząc Auguri ! i robili nam zdjęcia. Myślę, że takiej atmosfery nie uzyskałabym nigdzie indziej. A zdjęcia? Jak dla mnie są cudowne. Oddają nasze szczęście, ukazują nieschodzący uśmiech z naszych buziek i otaczające nas piękno.
Nasz ślub był niebanalny, niepowtarzalny i odbył się w najdrobniejszym calu tak jak sobie zaplanowaliśmy.  Niech się nikomu nie wydaje, że to cichy i skromny ślub! Powinny schować się śluby z tradycyjnym weselichem, tańcami do białego rana i banalnymi zabawami. Nasz ślub i jego świętowanie to cały rytuał, a świętowanie z okazji naszych zaślubin trwa i trwa i trwa... Trzy imprezy, kilka spotkań z pojedynczymi osobami, wszystko składa się na jedną wielką imprezę trwającą ponad miesiąc. 
Psikusa sprawiła nam jednak pogoda. W dniu ślubu przeszła wszelkie nasze oczywiście negatywne oczekiwania, ale zgodnie z włoskiem przysłowiem Sposa bagna, sposa fortunata czyli mokra panna młoda to szczęśliwa panna  młoda. Zaczęło się już w godzinach porannych, kiedy to zaczęła szaleć burza. Trwała nieprzerwanie od godz. 04.00 rano do 16.00 i jeszcze później. Do tego chłód i przeszywający wiatr. Ale nad nami czuwała również opatrzność. Odebraliśmy to jako znak dla nas, bo wchodząc do kościoła była ulewa, a wychodząc z niego świeciło słoneczko. Zdążyliśmy pstryknąć dosłownie kilka zdjęć. Wsiedliśmy do samochodu, zjechaliśmy ze szczytu w Valdibure i znowu zaczęła się ulewa, dojechaliśmy do bramek Florencji i wyszło słoneczko. Mogliśmy w związku z tym zrealizować plany zdjęciowe.
Po sesji fotograficznej, gdy Asia i Andrea odwieźli nas do restauracji, znowu lunął deszcz! Czyż tego nie można nazwać wielkim szczęściem???? Ja myślę, że to był dla nas jakiś znak.
Aha, jeszcze jedno. Na kilka tygodni przed naszym przyjazdem powiadomiłam Asię, że chciałabym mieć do ślubu bukiecik z lawendy. W środę po przyjeździe udaliśmy się na rynek do Pistoi, razem z Marcinem, Asią i Małgosią Matyjaszczyk (która miała ten bukiecik dla mnie zrobić), w celu zakupu kwiatów. Akurat mojej ulubionej odmiany lawendy nie było, ale na wszystko znajdzie się rozwiązanie! 
Byliśmy mile zaskoczeni piękną dekoracją kościółka przygotowaną przez Małgosię na naszą ceremonię! Efekt był naprawdę wyjątkowy. Było skromnie, z klasą, a przede wszystkim bardzo romantycznie.
Reasumując krótki opis ślubu w Toskanii, gdyby nie Asia pewnie nie byłoby to takie proste i tak szybko załatwione. Niezwykle pomocna okazała się jej rola, w której nota bene spisała się na medal. Zaufałam Asi w 100% , co było dobrą decyzją. Nie każdy być może ma tyle odwagi by pozostawić organizację tak ważnego dnia osobie trzeciej, która ma dopilnować wszystkich kwestii formalnych, jednak Asi każdy powinien zaufać i nie bać się, że coś będzie nie tak. Jest to dziewczyna, która cechuje się wysokim profesjonalizmem, osobistym zaangażowaniem i wkłada wiele serca w to co robi. Oczywiście, wszystko ustalałyśmy wspólnie, ja analizowałam i dbałam o detale, ale robiłam to na odległość.
    
 
 
 
 

Zakup lawendy na Piazza del Duomo


 
 
Jestem przekonana, że nikt inny nie wkłada tyle serca w pracę co Asia. A w organizację ślubu jeszcze bardziej, żeby wszystko było tak jak sobie wymarzy młoda para. Jestem osobą małostkową, bardzo konkretną zatem na najdrobniejszy szczegół zwracam uwagę, w szczególności na piękno krajobrazu, otaczających mnie przedmiotów, unikatowych rzeczy i aby tak się stało, na straży stała Asia. Jedyne co mi “kazała” zrobić osobiście, to opisać to u niej na blogu. Nie mogłam jej zawieść, usiadłam z tabletem w łóżku i napisałam tych kilka słów. Jeszcze wiele można byłoby dopowiedzieć, ale ograniczmy się do tego, niech pozostała część pozostanie wyłącznie dla nas, taka prywatna, owiana nutką tajemniczości...
Ewa i Marcin
Teraz będzie jak na wręczeniu Oskarów, ale inaczej się nie da :)
Dziękuję bardzo Ewie i Marcinowi za zaufanie jakim mnie obdarzyli. Mam nadzieję, że ten dzień pomimo ulewnego deszczu, na przemian z gradem, będzie im się zawsze kojarzył ze słoneczną Toskanią. Prawdę mówiąc nad wszystkim miałam panowanie, ale pogoda jakoś wymknęła mi się spod kontroli :)
Kolejny już raz dziękuję bardzo za pomoc w organizacji 
Ks. Krzysztofowi, Andrei, Małgosi i mojej kochanej Mamusi . 
 

29 komentarzy:

  1. Przede wszystkim Pani Ewo i Panie Marcinie wszystkiego dobrego!

    Co do samego ślubu i organizatorki :) cóż Pani Asia ma to coś w sobie, że chyba każdego potrafi kupić :)

    W takim razie mam nadzieję,ze i mnie i mojemu Marcinowi także ten toskański sen się spełni i będą piwonie i piękne widoki i niepowtarzalna atmosfera :) p.s. Asiu wiem,ze w Rzymie są teraz dostępne piwonie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, ja piwonie widziałam jak szukałam lawendy dla Ewy :) Teraz już ich na pewno nie ma. Dziękuję za miłe słowa. Dla Was też się postaram ! Pozdrawiam, Asia

      Usuń
  2. Aż trudno uwierzyć, że w ten dzień grad, burza i cokowiek sinego można sobie wyobrazić. Asiaku! Cieszę się, że mogłam być obserwatorem tego wydarzenia, Gratuluję nie tylko Młodym, ale i Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za gratulacje, a Tobie za wyjątkową dekorację. Czyli co, do następnego :)???

      Usuń
  3. Rozmarzyłam się trochę. Może któreś z moich dzieci lub ich partnerów zapragnie ślubować sobie w takich okolicznościach. Jak już będzie coś na rzeczy to zostawię otwarty komputer z tym postem . Młodej parze szczęścia a Asi wiele takich miłych słów od klientów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Maszko, ja się autentycznie wzruszyłam czytając list od Ewy i Marcina! Ile dobrych rzeczy może się człowiek o sobie dowiedzieć :):) Ewie i Marcinowi uśmiech nie schodził z buzi i to było dla mnie najważniejsze! Pozdrawiam, asia. Jestem do usług!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ewa już dziękowałI, ale ja jeszcze raz dziękuję w ich imieniu.
      asia

      Usuń
  5. na wstępie serdeczne życzenia dla NOWOŻEŃCÓW !!! wpadłam tu od Małgosi zerknąć na relację bo i mnie marzy się kiedyś ślub w Toskanii. Akurat tak się złożyło, że od 20 maja do 31 maja byliśmy na urlopie w Toskanii a 25 maja kiedy Ewa i Marcin brali ślub my byliśmy w Sienie i tam temperatura spadła do 13 stopni a w południe złapało nas gradobicie !!!! z całego urlopu ten dzień był najzimniejszy i najbardziej deszczowy ale choć anomalia pogodowe pokrzyżowały może trochę plany to przecież ślub w tak pięknych klimatach wszystko rekompensuje :)

    Co do lawendy to zrobiliśmy w te 1,5 tygodnia 2000 km samochodem jeżdżąc od Florencji po Arezzo i widzieliśmy tylko jedno jedyne pole lawendy po drodze :) mamy nawet jego zdjęcie więc nie było łatwo z bukietem ale Pani Małgosia zawsze podoła każdemu wyzwaniu :)))

    Pozdrawiam i gratuluję !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polly, mówisz i masz :) Jak widać marzenia się spełniają. Ślub w Toskanii nie jest skomplikowany. Jak widać na zdjęciach ja byłam w płaszczu, a Ewę trzymała adrenalina. Do dziś nie wiem jak nie zmarzła na kość w tej sukience. Sukiena była piękna !!! Pozdrawiam serdecznie, Asia ps. 2000 km to świetny wynik :)

      Usuń
    2. tak, tak wiem :) w swoim czasie pewnie zrealizuję swoje marzenie ale póki co na ślub kościelny muszę zaczekać. No właśnie ta adrenalina musiała być niezła bo sama doświadczyłam jak było tego dnia zimno !! szok jeśli się biedna nie pochorowała ;D a sukienka widzę, widzę, że miała akcencik lawendowy ... pięknie dopasowane. Lubię suknie ślubne z kolorami, sama miałam dodatki zielone w tym zielone buty do ślubu :)

      Od-pozdrawiam, tak, 2000 km jak na nas w Toskanii to niezbędne minimum :) od 3 lat jeżdżę tam na urlopy i jakoś zawsze coś koło 2000 km robimy spokojnie :) nie można inaczej, sama wiesz mieszkając tam, że wszystko i jeszcze więcej jeśli jest możliwość trzeba zobaczyć :)

      Usuń
    3. Tak, suknię Ewa miała piękną. Bardzo zwiewna, deilkatna i przede wszystkim Ewa pięknie się w niej prezentowała. Nie pochorowała się :) A swoją drogą zielone dodatki - bardzo oryginale!

      Usuń
    4. oczywiście, że pięknie się Ewa prezentowała :) i zdjęcia ma piękne ! ja to w ogóle uwielbiam śluby ehhh może powinnam je organizować heh.

      Oryginalnie ??? pomyslałam, że ślub na wiosnę to i wiosenna zieleń będzie ładnie pasowała :O

      Usuń
  6. Nie pozostaje do powiedzenia nic innego jak tylko : Życzę samych szczęśliwych chwil !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Alicjo, przyłączam się do życzeń! Pozdrawiam, asia

      Usuń
  7. Wszystkim dziękujemy za życzenia i polecamy VISITOSCANE

    OdpowiedzUsuń
  8. Młodej Parze życzę długiego i szczęśliwego życia.
    A Joannie, Małgosi i wszystkim, którzy przyczynili się do tego, by ta uroczystość była tak zjawiskowa - serdecznie gratuluję.
    I tak jak Maszka myślę sobie, że jak mój syn dorośnie do małżeństwa, to może....:))
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pani Kingo, dziękuję bardzo! Polecam się na przyszłość :) Asia

      Usuń
  9. Wszystkim raz jeszcze dziękujemy za życzenia i Asi za organizację i pozostałym, bez których ten dzień nie byłby takim cudownym dniem!!! Ewa i MArcin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten dzień był szczególny! To był Wasz dzień, a ja pomogłam w jego realizacji :) Pozdrawiam Was

      Usuń
  10. Młodej parze życzę jak najwięcej szczęśliwych i radosnych chwil. A tak a propos duchownego, ile kosztuje jego wynajęcie? Z czystej ciekawości pytam, by porównac realia włoskie z polskimi.
    Z góry dziękuję za odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak inni księża we Włoszech, ale u Ks. Krzysztofa jest to " co łaska". Pozdrawiam Asia

      Usuń
  11. Podobna kwota do kwoty polskiego księdza,albo i taniej:), natomiast nalezy zapłacić za wynajęcie kościoła zabytkowego 250 euro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może, żeby był kompletny obraz, dodam, że ks.Krzysztof nie jest proboszczem tej parafii, i ta opłata za kościół została ustalona przez tamtejszą radę ekonomiczną. A Ewa zapłaciła tyle, ile chciała. Ks. Krzysztof absolutnie nie określa kwoty.

      Usuń
  12. Pięknie, następnym razem zastanowię się nad weselem w takich okolicznościach przyrody...
    późno bo późno ale wszystkiego lepszego dla młodych....
    Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michale, dziękuję w imieniu Młodych. Zastanawiaj się :)
      Pozdrawiam, Asia

      Usuń
  13. 57 year-old Structural Analysis Engineer Douglas Marlor, hailing from Revelstoke enjoys watching movies like "Edward, My Son" and Drawing. Took a trip to Royal Exhibition Building and Carlton Gardens and drives a Duesenberg Model SJ Convertible Coupe. tutaj

    OdpowiedzUsuń