Tuż przed świętami wybraliśmy się do maleńkiego miasteczka
Pupigliana w pobliżu Pistoi. Tam właśnie, tylko jeden dzień w roku, odbywa się
żywa szopka.
Tak naprawdę nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. Ja
utwierdziłam wszystkich w błędnym, jak się okazało przekonaniu, że pewnie w jakimś ciepłym i
zacisznym miejscu, pośród zwierząt, usiądzie ktoś przebrany za Maryję i Józefa z Dzieciątkiem. No i faktycznie tak było, z tym, że na
tą scenę musieliśmy czekać dobrych kilka godzin...
Miasteczko położone jest w górach, prowadzi do niego wąska i
kręta droga, przez co ruch był utrudniony. Ze względu na ograniczone możliwości
parkingowe, panującą ciemność i wielkie zainteresowanie, mieszkańcy Pupigliany
zorganizowali busiki łączące prowizoryczny parking u stóp góry, z miasteczkiem.
Przed wejściem pobierana była opłata 5 euro od osoby dorosłej.
Po dojściu do lokalnego circolo, stanęliśmy jak wryci. Naszym
oczom ukazali się bowiem mieszkańcy miasteczka w strojach sprzed 2000 lat … Każdy
z przybyłych mógł się przebrać i brać udział w tym wydarzeniu. Wiązało
się to jedynie z przywdzianiem odpowiedniego stroju.
Tu Maryja podczas ostatnich przymiarek. |
Nasze dziewczyny, po tym jak
usłyszały, że zostały jedynie przebrania pastuszków, zrezygnowały. Nie
przekonało ich nawet to, że będę stały najbliżej żłóbka. Ja osobiście nie
pogardziłabym futrzanym bezrękawnikiem po pierwsze, bo było chłodno, a po drugie, że znowu są w
modzie. Z tym, że te były jedynie w dziecięcych rozmiarach.
Miasteczko pogrążone było w ciemnościach, uliczki rozświetlone przez płonące pochodnie i srebrzysty księżyc. Tylko w pobliżu kramów zainstalowane prowizoryczne oświetlenie.
Na większych placykach (są naprawdę miniaturowych rozmiarów) ustawiono kramy z jedzeniem i piciem.
Pojawiły się kasztany, polenta, schiacciata, necci i grzane wino i kawa zbożowa.
Wszystko w cenie biletu.
Oprócz tego były również stoiska gdzie swoje umiejętności
prezentował kowal, garncarz, stolarz, szewc … Oraz kramy z rękodziełem.
Nie wszędzie, ale dzieci mogły zmierzyć się z tematem :) Ania rzucała się na
wszystko i była niepocieszona faktem, że kowal już się zwinął …
W momencie kiedy wszyscy byli już przebrani, rozległ się
dźwięk dzwoneczków co znaczyło, że spod kościoła na placu głównym Maryja i Józef ruszali w poszukiwaniu dachu nad głową.
Bezskutecznie pukali od drzwi do drzwi. Nikt im nie otwierał. Maryja z widocznym brzuszkiem i pochylony od ciężaru niemocy Józef , w towarzystwie
osiołka i kozy, w milczeniu i z wielką
pokorą przemierzali kręte i strome uliczki
miasteczka, Lada chwila miało nastąpić rozwiązanie. Tuż za nimi, z piękną kolędą na ustach “Tu scendi dalle stelle” kroczyli
mieszkańcy, przyjezdni, w tym my. Nie będę ukrywała, że bardzo się wzruszyłam.
Procesja pokonywała kolejne uliczki, aż doszliśmy do malutkiej stajenki, którą odstąpili Rodzinie, pasterze. Józef przygotował wygodne posłanie
Maryi i za moment, oczom wszystkich zgromadzonych ukazało się Dzieciątko.
Dziecko zostało najpierw przedstawione pasterzom, a dopiero później zgromadzonym.
Dodam, że dziecko było jak najbardziej prawdziwe. Zgodnie z tradycją rola Jezuska należy się dziecku, które urodzi się najbliżej
świąt, a którego rodzice mieszkają w Dolinie Vincio del Brandeglio. Płeć jest
nieważna. Tym razem była to dziewczynka, którą mama “wydała” w ostatniej chwili
opatuloną w śnieżnobiały kocyk.
Z wydarzenia, które miałam wrażenie, że zajmie nam chwilę, wróciliśmy
do domu dopiero po trzech godzinach, pełni zachwytu nad zaangażowaniem i
pomysłowością mieszkańców. Już w samochodzie, na spokojnie, wymienialiśmy swoje
uwagi. Ja byłam zachwycona każdym detalem, kramikiem i potrawą, której
skosztowałam. Andrea organizacją miejsc
parkingowych, komunikacji i strojów. Sofia natomiast przeżywała
bardzo fakt, że nikt nie chciał otworzyć drzwi i dać schronienie Maryi i Józefowi, przecież
pukali do tylu drzwi ? Na to, Ania bez namysłu odpowiedziała : A kto miał
otworzyć drzwi skoro wszyscy mieszkańcy szli w procesji !
Żywa szopka, na stałe wpisała się w tradycję tego miasteczka. Jak
będziecie w okolicach, warto zajrzeć chociaż na chwilę. A i pizza jak baby
mówiły w lokalnym circolino jest pyszna !
Wybieram się tam znowu, ale już w dzień, bez tłumów.
Przepraszam za jakość i znikomą ilość zdjęć, ale robiłam je telefonem. Poza tym nie miałam do tego głowy...