Zima w tym
roku nas oszczędziła. Mrozów wielkich nie było, o śniegu możemy jedynie pomarzyć, ale za to deszczu
mamy już po dziurki w nosie.
Najgorsze jest
to, że nie można się wybrać ani do parku, ani na plac zabaw bo wszędzie jest
mokro. Jedyne co nam pozostaje oprócz gry w karty, czytania książek czy zabawy
w nauczycielkę w domowym zaciszu, to biblioteka publiczna.
I tu spadł nam,
nomen omen z nieba, piękny sobotni poranek. Chwyciliśmy byka za rogi i pojechaliśmy
do Chianti. Dziewczyn nie trzeba było długo przekonywać, tym bardziej, że z góry
było wiadomo, iż nie zdążymy na obiad do domu. Jedzenie poza domem znacznie przechyla szalkę na TAK jeśli chodzi o nasze wyprawy. Muszę chyba fatalnie
gotować skoro wszyscy są tacy chętni...
Skorzystałam z
okazji , żeby w znanej mi już agroturystyce, zweryfikować jeden z apartamentów.
Chodziło o ulokowanie w nim grupki przyjaciół. Musiałam być pewna, że będzie im
wygodnie. Dobrze, że jestem tu na miejscu i mam wszędzie blisko, szczególnie w takich momentach jak ten.
Nie mogę dłużej ukrywać takiej perełki !
Nie mogę dłużej ukrywać takiej perełki !
Otóż miejsce
które chciałam Wam przybliżyć, znajduje się w pobliżu Barberino Val D'Elsa. Agroturystyka
położona jest bardzo malowniczo na jednym ze wzgórz. Panorama zapiera dech w
piersiach. Miejsce jak z filmów z Toskanią w tle...
Musicie wziąć pod uwagę, że to luty, a mimo wszystko droga prowadząca do agroturystyki wygląda imponująco. Wyobraźcie sobie spacer tą drogą w leniwe lipcowe popołudnie, zieleń winnic dookoła, chrzęst żwiru pod nogami, brzęczenie cykad i piękne słońce ?
Dojeżdżając na miejsce, co chwila mówiłam: zatrzymaj się, stop, poczekaj, oj, ah i takie tam! No i w efekcie na górę weszłam pieszo... Świetny spacer, tym bardziej, że było na co popatrzeć.
Miałam wrażenie, że ledwo widoczne zawiązki, na jeszcze łysych krzewach winorośli, czepiają się tych kilku promieni słońca w taki sam sposób jak za kilka tygodni będą się czepiały podtrzymujących ich palików. Akurat tu dało się zauważyć, że ziemia spieczona ubiegłorocznym słońcem jest złakniona deszczu. Wszystko pięknie się zazieleniło.
No, ale wróćmy do naszej bohaterki.
Otóż agroturystyka ma barwną historię. Wieki temu była eremem, miejscem w którym pielgrzymi wędrujący do klasztoru ojców benedyktynów w Camaldoli (powiat Arezzo), mogli choć na chwilę odpocząć, zebrać siły na dalszą drogę, a przede wszystkim pomodlić się w spokoju. Opiekujący się miejscem mnisi zapewniali pątnikom i zwykłym wędrowcom dach nad głową i talerz gorącej zupy. Tu należy dodać, że położenie pustelni było bardzo strategiczne. Znajduje się ona dokładnie pośrodku między Florencją, a Sieną (38 km do obydwu miast) w pobliżu Via Francigena.
Najstarsza część budynku pochodzi z 1100 roku. Dzisiejszy wygląd kompleksu to efekt przebudowy i modernizacji zakończony w 1400 roku. W XIII wieku pustelnia znalazła się pod rządami Florencji. Wraz z rozwojem okolicznych miasteczek, głównie borgo di Castellina, zaczynała tracić swoją dotychczasową istotną pozycję.
W XV wieku, obiekt został znacząco rozbudowany i wzmocniony. Wynikało to z potrzeby min. obrony przed oddziałami najemników, które szalały w okolicy niszcząc i grabiąc co się dało. Następne stulecie to już niestety powolny schyłek tego niezwykłego miejsca. Zdominowani przez wieśniaków mnisi, opuścili raz na zawsze swoją pustelnię. Zabudowania, na wiele następnych stuleci, stały się domem dla chłopskich rodzin.
Dzisiejszy wygląd agroturystyki nadal przywodzi na myśl średniowieczne zabudowania. Na pierwszy rzut oka, tak naprawdę nic się nie zmieniło. Elewacja z surowego, polnego kamienia, łukowata brama wejściowa, dominująca nad całością wieża, warowne obronne mury i małe okna chroniące przed piekącym słońcem.
W urządzaniu apartamentów, recepcji czy restauracji starano zachować się ducha epoki, powiem nawet więcej, podkreślono ich oryginalność. I tak w restauracji, elementem przyciągającym oko jest poidło dla krów, które dziś służy jako blat.
Z wykutej przed wiekami podziemnej grocie (zejście po schodkach na zdjęciu powyżej), dziś mieści się piwniczka z winami. Właściciele nie produkują własnego wina, ale lubią mieć jego zapasy dla swoich Gości.
Apartamenty pomimo, iż znajdują się w surowych zdawałoby się murach, są bardzo przytulne. Zostały urządzone z zachowaniem toskańskiego wiejskiego stylu, w tym wypadku z rejonu Chianti. Nie może oczywiście zabraknąć ani murowanej kuchni, kasztanowych belek pod sufitem, ani terrakoty na podłogach.
To tylko niezbędne elementy, bowiem charakteru dodają tak naprawdę, dobrane ze smakiem dodatki.
Nic nie znalazło się tu przez przypadek.
To co zwróciło moją uwagę, to szczególna troska o wyposażenie. Tylko u nich widziałam obrazki zdjęte ze ściany, żeby nie zostawiły śladu, abażury od lamp przykryte tkaniną żeby się nie zakurzyły, pokrowce od kanap zdjęte i czekające na wiosenne odświeżenie.
Sypialnie różnią się od siebie wielkością, kolorami i oczywiście meblami.
Apartamenty mają swoją "przestrzeń" na zewnątrz. Jeśli nie jest to ogródek ze stołem, krzesłami, parasolem czy leżakami to przynajmniej zadaszona loggia.
Jest też jedno, wspólne dla wszystkich gości pomieszczenie, gdzie oprócz różnych gier i książek można sprawdzić pocztę elektroniczną.
Na terenie agroturystyki nie mogło zabraknąć basenu. Co ważne szczególnie dla rodzin z małymi dziećmi, do basenu schodzi się po schodkach.
Lepiej być nie może, prawda ?
Mimo iż zerwał się wiatr, nie chciało nam się wracać do domu, ale czas i obowiązki niestety nas goniły. Jeszcze tylko kilka ujęć.
Dziewczyny zaprzyjaźniły się z milusińską kotką. Chyba muszę przekonać się do tych zwierzaków, bo jest ich tu sporo. I tak już zauważyłam spore postępy w stosunku do nich. Ba, trzymam nawet fason jak przemkną gdzieś obok mnie! Już przestałam panikować gdy się do mnie zbliżają, ale nadal jeszcze wołam na ratunek Andreę lub Sofię.
Zosia bardziej... |
Ania z pewnym dystansem :) |
Nie brakuje tu pięknych zielonych zakątków, gdzie można się schronić w cieniu drzew z książką lub kieliszkiem wina.
Lepiej być nie może ...
Widoki ...
Szczegóły...
Otoczenie agroturystyki jest wyjątkowe.
A to już zdjęcia zrobione w drodze powrotnej.
Wracając szukaliśmy restauracji. Wszystko pozamykane ! Chianti właśnie teraz ma swoje wakacje i odsypia letnie zamieszanie. Każda z mijanych przez nas restauracji była nieczynna. Najwcześniej można było zjeść na początku marca, ale weź tu i czekaj :) W pewnym momencie Sofia rzutem na taśmę zobaczyła otwarte drzwi jakiegoś lokalu. Jeszcze wtedy nie rozumiałam dlaczego Andrea nie piał z radości. Jak się okazało (mi się okazało), że była to restauracja należąca do lokalnego circolo (domu kultury). Nie żebym coś miała przeciwko nim, bo nawet jutro idziemy na pizzę właśnie do takiego lokalu. Otóż wtedy, na sali nakrytej tak na oko dla 100 osób, byliśmy zupełnie sami. Było na tyle zimno, że kurtki zdjęliśmy dopiero po przystawkach, a niektórzy nawet wcale. Nie wiem co mi przyszło do głowy żeby na dodatek zamówić wodę z lodówki! No, ale muszę Was zaskoczyć, bo jedzenie było naprawdę pyszne !!!! 4 x pasta, każda innego rodzaju, każda z innym sosem ... Kucharz jednak nie wyglądał na wściekłego. Dowiadywał się do nas i z troską dopytywał czy niczego nam nie brakuje.
Jeśli podczas wakacji szukacie miejsca w którym chcecie się wyciszyć, odpocząć i zapomnieć o codzienności to jest to właśnie TO miejsce! Jakby nie patrzył agroturystyka ma mocne podwaliny, była tu kiedyś pustelnia. Czasy się zmieniły, ale ludzie nie.