- Cześć Asiu, mamy mały problem, P. zapomniała zabrać z agroturystyki bukietu ... Jesteśmy w drodze do kościoła ... Masz jakiś pomysł ?
Tę rozmowę z M., Panem Młodym, zapamiętam na długo. To był pierwszy moment w mojej "ślubnej" karierze, kiedy musiałam zachować zimną krew. Pomyślicie sobie, że bukiet to przecież nic takiego, bez niego ślub się odbędzie. Dokładnie tak ! To jest akurat jedynie piękny dodatek. Nawet P., Panna Młoda, była takiego samego zdania, ale jakoś nie dawało mi to spokoju. Na miejscu była ze mną Małgorzata z ProArte, która zajmowała się również wystrojem kościoła. Szybki rzut oka na pięknie ułożoną dekorację. No cóż, peonii, z których zrobiony był "zapomniany" bukiet już nie było. Wprawdzie pojawiły się w wystroju kościoła, ale nie można było ich użyć, były zbyt krótkie. W ogrodzie sąsiadującym z kościołem żadnych kwiatów. A potwornie lejący deszcz, nie ułatwiał nam zadania. Lekko nerwowa atmosfera, bo czas przecież nie zatrzymał się w miejscu... Korowód weselny w drodze ! W tym momencie otwierają się drzwi kościoła. Widzę "wchodzące" kwiaty :) No cóż, jak się później okazało, Chrzestny M., miał ten bukiet tylko przez chwilę :)
W przeciągu kilku minut, dzięki nieocenionej inwencji Małgorzaty, powstał najpiękniej pachnący bukiet ever ! Róże, rozmaryn i szałwia prosto z krzaka. Reszta poszła już, nomen omen, jak z płatka...
Teraz, swoje wspomnienia ze ślubu w Toskanii, opowiedzą Wam, główni bohaterowie - P&M.
O tym, że ślub jest jednym z najfajniejszych i wyjątkowych dni
w życiu, a zwłaszcza w Toskanii napisało już wiele Par przed nami. I mają
racją! – włączasz „czas włoski” i świat wygląda inaczej. Nie ma pośpiechu, nie
ma tysiąca pytań czy dobrze, czy wszyscy zadowoleni, po prostu cieszycie się chwilą
i sobą. No i wszystkim tym co Was otacza, to co zobaczycie i czego zasmakujecie.
Skoro myślicie o takim ślubie to znaczy, że chcecie to
zrobić trochę inaczej, może męczy was „polska tradycja”, może chcecie
kameralnie i po prostu chcecie bez wielkiego „bum” . Napiszemy Wam trochę
inaczej niż wszyscy, nie jak było – to napiszą inne szczęśliwe Pary – ale jak
do tego się zabrać i jak się do tego przygotować.
My pomyśleliśmy o tym dość spontanicznie gdzieś między Bożym
Narodzeniem a Sylwestrem. Dwa kierunki chodziły nam po głowie, ale padło na
Włochy. Znaleźliśmy kontakt do Joanny, pierwsze maile, potem dłuższa rozmowa i
generalnie wiedzieliśmy, ze TAK i wybraliśmy datę na koniec kwietnia - była
połowa stycznia. Załatwianie dokumentów cywilnych zajęło około 2 tygodni i to
było akurat proste. Dokumenty kościelne to inna rzeczywistość i czasoprzestrzeń,
na to trzeba czasu :) nam to zajęło miesiąc …a w między czasie zakomunikowaliśmy najbliższej rodzinie
naszą decyzję i żeby zarezerwowali termin. Dokumenty wysłaliśmy do Włoch i
resztą zajęła się Joanna. Potem szybko wybraliśmy miejsce i kościół, wszystko
co na miejscu chcieliśmy mieć przygotowane, w tym wystrój kościoła i menu na
kolację weselną. Gdyby nie pewne problemy z dokumentacją, a właściwie polskimi
znakami w alfabecie i mała nerwówka na koniec to na spokojnie trzeba liczyć 2 –
2,5 miesiąca. Przez ten cały czas Joanna trzymała rękę na pulsie i prowadziła
nas „za rączkę” przez arkana włoskiej biurokracji. A potem?
A potem przyjazd na miejsce, cieszenie się pogodą, słońcem,
jedzeniem, widokiem z tarasu na Florencję i okoliczne wzgórza. No i ślubem
oczywiście, przed którym na pół godziny przed rozpętała się prawdziwa ulewa,
świata nie było widać. Ale to akurat na szczęście, we Włoszech mówią „Sposa
bagnata, sposa fortunate - Panna
młoda, która zmoknie to szczęśliwa panna młoda”. I jak przez całe 2
dni poprzedzające była klasyczna sielanka tak nagle w przelocie do auta umknął
nam bukiet ślubny. Na szczęście jeden telefon do Joanny, która już była na
miejscu, i temat w ciągu 20 min został ogarnięty przy pomocy Chrzestnego, który
użyczył swojego bukietu :).
Zawsze coś musie przecież się wydarzyć na ślubie, prawda?! :)
Wszystko wyszło tak jak chcieliśmy, po włosku, z czasem na
wszystko, bez pospiechu, bez stresu i pysznie! Ku naszemu zdziwieniu nawet
rodzina się do tego dostosowała i atmosfera pachniała wakacjami ze ślubem. Takie
dolce far niente! Przez ten cały czas Joanna była zawsze dla na dostępna pod
telefonem, mailem, Facebookiem i w Polsce i na miejscu. Dyskretnie z boku, ale
zawsze z pomocą jeśli jej potrzebowaliśmy. Dziękujemy :)
Wystarczy, że będziecie się cieszyć prostymi rzeczami, które
daje Wam Toskania: słońce, pyszne jedzenie, otoczenie, widoki oraz wino :) Tak naprawdę więcej nie
potrzeba, by uczynić swój ślub wyjątkowym.
P&M
Kochani P&M,
dziękuję Wam bardzo za piękne słowa,
za Waszą wyrozumiałość i
wspamniałą współpracę.
Niech Wam się szczęści,
Joanna
Bukiet i dekoracje florystyczne : ProArte