Powód dla którego
warto jest wybrać się do Florencji, zawsze się znajdzie.
W ostatnią sobotę
września, taką właśnie scusą był
kiermasz promujący francuskie wyroby, pod nazwą „La Belle Epoque”.
Na tydzień, plac Santissima
Annuziata, stał się namiastką Paryża końca XIX wieku.
Kilkanaście kolorowych
kramów, nawiązujących architekturą do francuskich kafejek z minionej epoki, rozłożyło
się u stóp pomnika, Wielkiego Księcia Toskanii, Ferdynanda I Medyceusza.
Sklepiki, francuska muzyka w tle oraz oferowany asortyment,
przeniosły nas na moment do kolorowej dzielnicy Montmarte. Oprócz tego, typowe
dla kabaretowej scenerii, oświetlenie z gołych
nota bene żarówek i jesteśmy na Pigalle. A skoro Pigalle, to nie mogło zabraknąć Moulin Rouge. W nim została ulokowana
jedna z restauracji.
Sprzedawców można
było rozpoznać z daleka. Oprócz białych koszul, czarnych spodni/spódnic i białych fartuszków,
każdy, bez względu na płeć, miał na głowie hit minionej epoki, przeuroczy
kanotier. Uśmiechnięci od ucha do ucha i o dziwo zagadujący czasami po włosku,
zapraszali do swoich stoisk. Chętnych na degustację nie brakowało. Bo mimo tego, że Włosi nie przepadają za Francuzami, to nie pogardzą kieliszkiem szampana czy kęsem dobrego sera, nie wspominając o świeżych ostrygach !
My akurat na
jedzenie nie miałyśmy zupełnie ochoty, ale skusiłyśmy się na kupno sera i
musztardy. Ja szykowałam się nawet do zakupu cebuli... :W
ostatniej jednak chwili, przez barierę mojego zakupowego amoku, przedarło się pytanie Sofii : Mamo,
kupujesz cebulę ??? Przecież taka sama jest w COOP’ie !
No i doszłam do siebie. Cieszę się, że nie byłam sama, bo aż się boję pomyśleć z czym wróciłabym do domu :))
No i doszłam do siebie. Cieszę się, że nie byłam sama, bo aż się boję pomyśleć z czym wróciłabym do domu :))
Fakt, została mi odebrana przyjemność zjedzenia francuskiej cebuli i nasz domowy budżet nie legł w gruzach (6 Euro/kg). A ja, za moment jednak wyżyłam się na stoisku z lawendą i mydłami ...
Pomiędzy
straganami pachniało świeżym pieczywem, serami z porostem i przerostem, winem, słodyczami, ciasteczkami, mydłem marsylskim i lawendą.
I te właśnie stoiska były najbardziej oblegane.
Nie brakowało ani świeżych ostryg ani szampana !
Nie będę ukrywała, że z całej wyprawy najbardziej podobała mi się ... Florencja !
Jestem pewna, że kiermasz cieszyłby się większym powodzeniem, gdyby został zorganizowany przed świętami Bożego Narodzenia, podobnie jak ten o którym pisałam tutaj. Biorąc pod uwagę, że to nadal był wrzesień i turystów we Florencji nie brakowało, to frekwencja nie była zawrotna.
Nie będę ukrywała, że z całej wyprawy najbardziej podobała mi się ... Florencja !
Jestem pewna, że kiermasz cieszyłby się większym powodzeniem, gdyby został zorganizowany przed świętami Bożego Narodzenia, podobnie jak ten o którym pisałam tutaj. Biorąc pod uwagę, że to nadal był wrzesień i turystów we Florencji nie brakowało, to frekwencja nie była zawrotna.
Chociaż, jak na
Montmarte i pobliską dzielnicę czerwonych latarni przystało, być może zaczynało się tam robić tłoczno dopiero po zmroku ...
My, nie mogłyśmy czekać
aż do zmierzchu, wielka szkoda, ale ktoś przecież musiał pomyśleć o kolacji, c’est la vie !