czwartek, 27 sierpnia 2015

La Volterrana

Tym razem nie będzie ani o agroturystyce, ani o warsztatach. Nawet nie o ślubie, chociaż są do opisania jeszcze dwa :)
Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o jednej z ważniejszych dróg w Toskanii - słynnej Volterranie ! W tym regionie jest ona znana na równi z drogą pielgrzymów Via Francigena (zresztą w pewnym momencie się krzyżują). Już wieki temu była bardzo ważnym  traktem komunikacyjnym łączącym Florencję z Volterrą (SP4), a następnie Volterrę z wybrzeżem, aż do miejscowości Cecina (SP68).
Na pewno większość osób, które były już w Toskanii zna tą niezwykle urokliwą trasę, ale na pewno są  i tacy, którzy jeszcze nie mieli okazji się nią przejechać.

Za każdym razem jestem pod wielkim wrażeniem tych zawijasów, a ostatni raz, pod koniec lipca, stałam się wręcz fanatykiem tego cudu natury. Wiem, że ręce maczał w tym również człowiek, ale zdecydowanie w mniejszym stopniu.

Pod koniec lipca, wybraliśmy się z Andreą na romantyczny weekend (nasz zaległy prezent ślubny) nad morze do Marina di  Grosseto, region Maremma. Korzystaliśmy z okazji, że nasze dziewczynki świetnie bawiły się u moich Rodziców w Polsce.
Na Volterranę "wskoczyliśmy" dopiero w Colle Val d’Elsa, a zakończyliśmy w Cecina. Ale jeśli akurat jesteście nad morzem i znudziło się Wam przeskakiwanie przez fale, to możecie oczywiście odwrotnie. Będziecie mieli szansę pooddychać historią wśród murów urokliwych miasteczek, i nacieszyć oczy widokiem bezkresnych wzgórz i dolin.
 
 
SR68 wije się jak wąż przez ok. 68 km. Łączy ze sobą trzy ważne toskańskie powiaty : Sienę, Pizę i Livorno.
Za szybą samochodu wszystko mnie rozpraszało, głowa kręciła się w lewo i w prawo, a szyja za nią nie nadążała. Żyłam chwilą, która miałam nadzieję, że szybko się nie skończy. Udawałam, że nie widzę drogowskazów wskazujących kolejne, mijane miejscowości.
Oprócz malowniczych krajobrazów, niekończących się pagórków, pól uprawnych, gajów oliwnych, hektarów soczystozielonych winnic, strzelistych cyprysów czy bajkowych alei piniowych... na trasie są jeszcze piękne miasta i imponujące borghi, które przycupnęły gdzieś na wzgórzach lub leniwie rozłożyły się w dolinie.
 



Pieve dei Santi Ippolito e Cassiano


 Nasz świetny nastrój, podkręcał fakt, że rzadko możemy wyrwać się gdzieś sami i nie popsuła go nawet nadciągająca burza. Wręcz przeciwnie, po tygodniach afrykańskich upałów, z pokorą przyjęliśmy pierwsze krople deszczu. Wiadomo przecież, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Tak było i tym razem.



 
Przejazd Volterraną to wycieczka na cały dzień, a jeśli lubicie zwiedzać miasta od A do Z, to nawet na kilka dni. Punkty na mapie, których nie można ominąć to zdecydowanie : Colle Val d’Elsa, Castel San Gimignano, a stąd jest zaledwie kilkanaście kilometrów do San Gimignano, którego majestatyczne, średniowieczne wieże górują nad okolicznymi wzgórzami, przez dobry kawałek drogi.



My, nie zjeżdżaliśmy z drogi. Pokonywaliśmy kolejne zakręty na drodze do celu.


Na tym odcinku odniosłam wrażenie, że Toskania stanęła na rozstajach dróg... niezdecydowana czy chce być bardziej jak Chianti czy może jednak jak Val d’Orcia. Nawet roślinność jest chwiejna. Cyprysy przeplatają się z piniami, a dywany żółtych słoneczników skutecznie wypierają z każdym następnym kilometrem, rzędy winorośli.

  
 









Warto chociaż na chwilę zatrzymać się w jakimś małym borgo, a dłuższy przystanek zrobić dopiero w królestwie alabastru - Volterze. Jak się domyślacie, to właśnie od tego miasta, ta droga wzięła swoją nazwę.

Za Volterrą , kręta i zróżnicowana poziomowo trasa wyhamowuje. Krajobraz i roślinność też jakby trochę inna. Wszystko łagodnieje i nabiera miękkich kształtów. Zaczyna dominować Maremma.



Po drodze na naszym horyzoncie, pojawią się jedno po drugim, wielkie koła. Są to dzieła sztuki, autorstwa Mauro Staccioli.
 



 
Dojeżdżamy do Saline di Volterra, miasta, które przed wiekami, aż do czasów II Wojny Światowej słynęło z pozyskiwania soli. Po częstych stop and go, tu zatrzymaliśmy się na lody. W pierwszym lepszym barze.
Parasole pinii już na dobre zdominowały krajobraz, aby w końcu pineta stała się naturalną barierą, oddzielającą ląd od morza. I w takich oto okolicznościach przyrody, dojechaliśmy do nadmorskiej Ceciny. Prawie, bo skręciliśmy w lewo na drogę SS1 - słynną Via Aurelia.

 
Brak mi tchu i słów żeby opisać  to, co widziałam i to co działo się za oknem samochodu. Dla mnie przejażdżka tą trasą, to jak wejście dziecka do sklepu z zabawkami. Tak było zawsze i tak już pewnie zostanie.
Podróż Volterraną dobiegła końca, ale nasza, ta właściwa, dopiero się zaczynała. Po takim antipasto, nie mogliśmy zbłaźnić się z pierwszym daniem :) Dotarliśmy do Bolgheri, San Vincenzo, Punta Ala ... ale to już materiał na kolejne opowiadanie.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Szczęściu trzeba pomagać


9 czerwca 2015 o godzinie 10.00, a tak naprawdę tuż przed 11.00, w Sali Gonfalone Palazzo del Comune w Pistoi, w samym sercu miasta, odbył się ślub Ani i Szymona.
 
Ania napisała do mnie na początku roku. Korespondowałyśmy ze sobą bardzo regularnie i same nie wiemy w którym momencie nasze wiadomości z tych dotyczących stricte ślubu, stały się bardziej intymne. Dlatego w dniu w którym poznałam Anią i Szymona osobiście, miałam wrażenie, że znamy się od lat. Ostatnie lody przełamaliśmy Spritz'em, który stał się refrenem naszych późniejszych spotkań.
 
Nie będę się rozpisywać, bo tradycyjnie już, głos oddaję Parze Młodych. Kto lepiej, jeśli nie Oni, opowiedzą Wam jak to było naprawdę ...
-----

Kiedy Asia poprosiła mnie, bym w kilku słowach opisała nasz ślub w Toskanii, nawet nie przeczuwałam, jak trudne to będzie zadanie.. Bo tak szczerze mówiąc, nie znam takich słów, które wyrażą, jak wyjątkowe i piękne to było dla nas przeżycie.. Ale obiecałam – więc muszę stanąć na wysokości zadania, i opiszę wszystko najlepiej jak potrafię.. Zacznijmy jednak od początku..
Decyzję o ślubie podjęliśmy kilka miesięcy przed przyjazdem do Toskanii.. Pomysłów na nasz ślub mieliśmy tysiące – od tradycyjnego ślubu połączonego z wielkim weselem, aż do cichego ślubu w USC, na który zaprosimy tylko świadków.. Z pierwszego pomysłu zrezygnowaliśmy najszybciej – zgodnie twierdząc, że to zupełnie nie nasz sposób na ten wyjątkowy dzień.. Drugi pomysł kiełkował w naszych głowach tak długo, że doprowadził nas właśnie do Asi i Visitoscana. To, co przekonało mnie do skorzystania z oferty Asi to chyba jej blog... i prawdziwość, której gwarancji nie dała mi żadna z innych firm, organizujących śluby za granicą. Prawdziwość oznacza dla mnie realną osobę, dla której nasz Ślub nie będzie kolejnym zleceniem.. A Asia właśnie taką prawdziwą osobą była. Ani przez chwilę nie poczułam, że nasz wymarzony ślub, to tylko jej zawodowe zobowiązanie. Na wszystkie nasze prośby i życzenia reagowała tak, jakby jej samej zależało na tym, by to był najlepszy dzień w naszym życiu :) Dokumenty załatwiliśmy w mig! Miejsce, zdjęcia, kwiaty, agroturystyka w której się zatrzymaliśmy: polegaliśmy tu na Asi i ani przez chwilę, nie żałowaliśmy żadnej z decyzji.. Ponieważ przyjechaliśmy do Toskanii sami, Asia zorganizowała nam również świadków (a właściwie przeurocze Panie świadkowe). Urzędnik co prawda spóźnił się na nasz ślub jakieś 40 minut, ale to akurat we Włoszech nie powinno nikogo dziwić ;) A sam ślub był taki jak my :) Wiem, że to zdanie może brzmieć dziwnie, więc już wyjaśniam o co chodzi: naprawdę zależało nam, by ten dzień był po prostu na luzie, bez patosu, zbędnych nerwów i typowych ślubnych zwyczajów. I tutaj również dzięki Asi – było dokładnie tak, jak chcieliśmy.. Sesję zdjęciową zrobiliśmy jeszcze przed ślubem - temperatura w dniu naszego Ślubu wynosiła chyba z milion stopni Celsjusza, a chcieliśmy na zdjęciach wyglądać nie tylko szczęśliwie, ale i świeżo :) Zdjęcia robił nam Andrea –Asi mąż i to również była przedobra decyzja. Do tej pory nasi znajomi nie mogą uwierzyć, że zdjęć nie robił profesjonalny fotograf. Są przepiękne, i razem z mężem oglądamy je jakieś 46436 razy w tygodniu :). Plenerem dla naszych zdjęć była zabytkowa część miasta oraz nasza agroturystyka.. No właśnie... Agroturismo, które poleciła nam Asia, to prawdziwy toskański raj! Byliśmy z Szymonem już w wielu miejscach na świecie, ale nigdy, nic nie zachwyciło nas tak bardzo, jak ta agroturystyka: kuchnia jest wspaniała, bez dwóch zdań, chyba najlepsza, jakiej mieliśmy okazję próbować!. Właściciele byli tak życzliwi, że poczuliśmy się, jakbyśmy przyjechali do swojej rodziny. Polubiliśmy ich tak bardzo, że w dniu wyjazdu, gdy żegnałam się z właścicielami, miałam łzy w oczach i choć nikt tam prawie słowa nie mówi po angielsku, to mam pewność, że przekazałam im, że na pewno jeszcze tam wrócimy :) Nasz pokój był urządzony w typowo toskańskim stylu i oprócz fantastycznego klimatu miał przecudny widok z okna! Spacery po gaju oliwnym, wypoczynek nad basenem (żartowaliśmy, ze to nasz prywatny basen, ponieważ nieustannie byliśmy tam sami), i długie wieczory na tarasie, to najlepsze wspomnienia z naszych wakacji. Do naszych wyjątkowych wspomnień musimy dołączyć również wszystkie nasze wycieczki – które również  - dzięki Asi – były niezwykłe. Asia pokazała nam na mapie Toskanii takie miejsca, które trudno znaleźć w przewodniku, a ich zwiedzenie było niezwykłe. Tak szczerze mówiąc, to co zasugerowała nam Asia, było tysiąc razy piękniejsze niż przewodnikowe „mustsee”. I dziś oboje już wiemy, że to nie Florencja jest perełką Toskanii..
Asiu, teraz zwrócę się tylko do Ciebie: gdyby nie Ty, nie mielibyśmy takich wspomnień. Sprawiłaś, że już do końca życia, będziemy się tylko uśmiechać, wspominając nasz ślub.. Dziękujemy za to, że oprócz profesjonalizmu dałaś nam również mnóstwo pozytywnej energii, fajnych pomysłów, niezastąpionych rad. Za to, że przywiozłaś Sofię na nasza sesję, dzięki czemu mamy przecudne zdjęcia z Emily, a mój mąż ma obsesję na punkcie Jack Russell terierów. Za to, że Twój Andrea porobił nam tak fantastyczne zdjęcia. Za Twoje zdjęcia  - są przeurocze! Dziękujemy za to, że dzięki Tobie trafiliśmy do naszego agroturismo i w wiele innych przepięknych miejsc. Dziękuję, że dzięki Tobie poznałam smak Spritza – od teraz będzie zawsze kojarzyć mi się z Tobą :) Wspaniale było Ciebie poznac! I z całego serca pragnę, by nie było to nasze jedyne spotkanie :)













Na koniec ulubione zdjęcie Ani, jedyne na którym jesteśmy razem.


Od Młodej Pary dostałam w prezencie piękną skrzyneczkę z przykazem, że mogę udać się na zasłużoną emeryturę tylko wtedy, jak ta zapełni się po brzegi zdjęciami par, którym pomogłam w spełnieniu marzeń o toskańskim ślubie. Staram się i będę się nadal starała, a nieskromnie dodam, że dna skrzyneczki już nie widać :)
 

Aniu i Szymonie, dziękuję Wam za zaufanie, za cierpliwość i  za wszystkie chwile spędzone razem. A ponieważ było ich tak bardzo mało, to z wielką radością obiecuję, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie !

A teraz zmykam do pracy, bo przede mną VIII już warsztaty kulinarne i  kolejny, czwarty w tym roku, ślub !