Pomimo panujących upałów, niespotykanych od 2003 roku,
wybraliśmy się na wycieczkę w rejon Chianti. Powodów naszego wyjazdu było kilka
min. obejrzenie polecanej nam agroturystyki i wyrwanie się z czterech ścian w
których spędzamy kolejne tygodnie chroniąc się przed upałami. Zamykając
okiennice, włączając przenośny klimatyzator (tu, popularnie nazywany
"pingwinem") czy wentylator byłam przekonana, że moje Dziewczyny dzięki tym
zabiegom znoszą lepiej upały. Chciałam je uchronić przed spiekotą na zewnątrz.
Po sobocie mam jednak wrażenie, że wszystkie te zabiegi ochronne były dla mnie
(!) bo ani Sofia ani tym bardziej Ania nie męczą się upałami. Biegają, skaczą,
wdrapują się bez oznak znużenia czy gorąca. Uff! To zupełnie inaczej niż ze mną.
Za każdym razem dopadałam samochodu z klimatyzacją jak spragniony oazy na pustyni.
O Chianti, jak wiadomo, można pisać książki bo jest
to miejsca wyjątkowe. Kto raz już tu trafił będzie na
pewno wpadał częściej i po więcej i na dłużej.
Pejzaż zdaje się być monotonny... ale chyba właśnie na tym polega jego urok.
W Chianti soczysta zieleń winnic tworzy kontrast dla szarozielonych gajów oliwnych i złotych połaci rżyska.
Jak już wcześniej napisałam
odwiedziliśmy agroturystykę położoną w pobliżu miejscowości San Polo in Chianti
(wschodnie Chianti). Posiadłość położona jest na jednym ze wzgórz.
|
Widok z bramy wjazdowej. |
|
Agroturystyka z lotu ptaka
|
Pozostaje w
nieznacznej odległości od najbliższych zabudowań (do miasteczka jakiś 1 km).
Widoki są przepiękne! Gdy niebo jest przejrzyste i nie unosi się w powietrzu mgiełka gorąca,
widać nawet kopułę Duomo i dzwonnicę Giotta we Florencji. Czas zatrzymał się tu
w miejscu. Błogi spokój i cisza ... Do tego stopnia, że nawet wrzaski dzieciaków
dochodzące z basenu nie były w stanie jej zakłócić! Właściciele kilkanaście lat
temu zakupili winnicę i drzewka oliwne razem z ruinami domostw. Na początku nie
mogli sobie pozwolić na remont, więc transformacja z brzydkiego kaczątka w
pięknego łabędzia trwała latami. Dziś, kompleks oferuje 5, całkowicie niezależnych od
siebie apartamentów (znajdujących się w trzech budynkach) do których prowadzą drogi wyłożone kamyczkami. Wiejskie
budynki, obłożone na zewnątrz surowym polnym kamieniem, zostały odnowione i wyposażone we wszystkie
udogodnienia. Urządzone ze smakiem i
prostotą typową dla toskańskiej wsi (min. drewniane belki
stropowe, terakota na podłodze, drewniane okiennice). Na próżno
szukać tu dwóch identycznych przedmiotów. Zdążyłam się już
zorientować podczas swoich site inspection, że właścicielki często oddają swoje posagowe antyczne szafy czy
łóżka z domu na urządzenie wnętrz w agroturystykach, ku uciesze oka Turystów! W
tym wypadku nie było inaczej, Rosella, stwierdziła, że przez lata opatrzyły się
jej kasztanowe serwantki, dębowe komody i stoły (?!). Jedno z łóżek, które bez
wątpienia jest ozdobą sypialni w najładniejszym, moim zdaniem apartamencie,
znalazła na śmietniku... Przeleżało jeszcze lata u nich w piwnicy aby odrodzić się na nowo
właśnie w tym miejscu. I jak tu nie mówić o przeznaczeniu? No i o szczęściu,
którego ewidentnie mi bark, przynajmniej jeśli chodzi o znajdowanie takich
okazów na śmietnikach.
Na zewnątrz, na naturalnym, niezwykle panoramicznym tarasie położony jest basen (5 x
11 i 1,5 m głębokości). Jego błękitna woda zachęca nie tylko do kąpieli, ale również do leżakowania i rozmyślań o “wszystkim i o niczym” jak mówi moja Mama.
|
Basen z |
|
widokiem na dolinę rzeki Arno.
Oprócz tego Goście mają do swojej dyspozycji skrawek naturalnego lasku (oświetlonego nocą) gdzie można sobie pospacerować lub przysiąść i poczytać książkę na jednej z ławeczek.
|
|
"Strefa ciszy"
|
Rodziny z dziećmi na pewno ucieszy małe
boisko do gry w piłkę nożną, siatkówkę
i koszykówkę.
Apartamenty różnią się wielkością.
Największym “wzięciem” cieszy sie największy apartament (146 mq) na pierwszym
piętrze w którym pomieścić się może 11 osób. Ma bardzo przestronny salon z
kominkiem i kuchnią (kuchnia jest w pełni wyposażona: kuchnia gazowa z
piekarnikiem, lodówka i zmywarka), 5 sypialni, 2 łazienki (z prysznicami) i
jedna łazienka z wanną. Oprócz tego telefon, TV satelitarna, pralka, ogrzewanie,
ogródek z murowanym grillem.
|
Wejście do aparatmentu opisywanego powyżej z prywatnym "ogródkiem"
|
|
Kuchnia |
|
Salon z jadalnią i kominkiem |
Taka jest mniej więcej charakterystyka
wszystkich apartamentów. Pupilkiem Gospodarzy jeśli chodzi o apartamenty, jest
położony na dwóch poziomach i najbardziej malowniczo, apartament noszący imię
wnuka (wszystkie zresztą nazwane zostały imionami synów i
wnuków).
|
Wejście z poziomu basenu do salonu z kuchnią |
|
Widok z małego tarasu na Florencję! |
|
"Śmieciowe" łóżko! |
|
Wejście do apartamentu z poziomu wjazdu na posesję |
Właścicielka chwaliła sobie
polskich Turystów. Ich kulturę, dobre wychowanie, znajomość historii i sztuki.
Zamiłowanie do Toskanii i jej piękna. Podobno Holendrzy, Niemcy czy Francuzi
wolą wygrzewać się nad basenem, a my Polacy, już o świcie wyruszmy,
aby zwiedzać, degustować i podziwiać. Wracamy późnym wieczorem
i wtedy korzystamy z dobrodziejstwa basenu... W takich momentach jak ten rozpiera mnie duma !
Ania i Sofia miały też swoje 5 minut!!! Jak
tylko zobaczyły basen pełen dzieciaków zwariowały. Ance nie da rady
przetłumaczyć, że nie dziś, że pójdziemy jutro, że nie mamy kostiumów...itd.
Gospodarze zaproponowali nam kąpiel, ale jak...? Zosia radzi już sobie sama
(żałowała, że nie ma ze sobą maski). Gorzej było z Anią. Jednym na nią
sposobem okazała się metoda “maczana”. Andrea tuż nad brzegiem basenu
przyklęknął i trzymał ją pod pachy od czasu do czasu maczając w wodzie. Nie będę
pisała jaka była jej reakcja na koniec naszej wizyty... Tego dnia toskańska
cisza została zmącona...
|
Namaczanie i |
|
chwila odpoczynku. |
Teraz kilka rzutów obiektywem i tu i tam:
Aha, zapomniałabym zatrzymaliśmy się na
obiad w pierwszej lepszej osteria wjeżdżając do Polo in Chianti .
Oczywiście był to strzał w 10! Jedzenie a przede wszystkim WINO - pyszne! Były i
prawdziwki i sos z kaczki i mięso z rusztu i limoncello. Przy płaceniu
Andrea rozgadał się z szefem kuchni. Okazało się, że mają wspólnego znajomego,
wybitnego pizzaiolo z regionu Marche, nota bene Maestro (jak się sami
określają) Andrei z kursu przyrządzania pizzy (kurs zafundowała
Andrei firma w której pracuje). Ten fakt utwierdził Andreę w
przekonaniu, że za dobrym pizzaiolo ciągnie się fama po całym kraju.