poniedziałek, 26 marca 2012

CdB

CdB - niby tylko trzy literki, jakiś skrót. Dla mnie tak właśnie widziały się te CdB jeszcze do ubiegłej soboty...

No, ale może zacznę od początku. Kilka tygodni temu zostałam poproszona o zorganizowanie pobytu na święta wielkanocne dla pewnego polskiego celebryty nota bene zapalonego golfisty.

Toskania i golf idą ze sobą w parze. Przede wszystkim jeśli chodzi o dogodny klimat pozwalający na grę przez cały rok. Jest tu wiele bardzo znanych i pięknych pól golfowych zaproajektowanych przez architektów z całego świata. Cieszą się famą przede wszystkim dlatego, że wkomponowane są w naturalne środowisko. Krzak czy jeziorko są naturalną przeszkodą w grze a nie problemem do wyeliminowania.

No cóż, można powiedzieć, że “przeorałam” Toskanie wzdłuż i wszerz. Chciałam jak zwykle stanąć na wysokości zadania. Znalazłam, zadzwoniłam do CdB i umówiłam się na tzw. site inspection. Od niedawna jestem na rynku, ale mam swoje z góry ustalone zasadny, między innymi, że nie polecę nikomu struktury zanim sama jej nie zobaczę! Jest to tak na marginesie bardzo fajne doświadczenie. Spotykam nowych ludzi, oglądam nowe miejsca, cieszę oko krajobrazami, podkradam pomysły na urządzenie domu i często wychodzę z butelką wina czy oliwy z oliwek własnej produkcji! Tak więc moja Rodzina wiedziała co będziemy robić w sobotę. Żeby na sto procent przekonać moje Córki do wyjazdu (nie lubią długo jeździć samochodem) użyłam zawsze działającego na nie agrumentu czyli, że zjemy obiad w restauracji! Kierunek Montalcino ponieważ CdB położone jest o 10 km od tego miasteczka. Po drodze oczywiście szpalery cyprysów, nieodłączny element toskńskiego krajobrazu.
Dojazd bez przeszkód najpierw asutostradą, póżniej już lokalnymi drogami a sam dojazd na miejsce to już droga szutrowa, ale przejzdna nawet dla dwóch samochodów jednocześnie (!), zakręty są, ale mało, raz w górę, raz w dół, ale jakoś szybko nam minął czas.
Jeszcze raz przed dojazdem do celu rzut "obiektywem" na Montalcino.
Dojechaliśmy o czasie. W recepcji (tu już przeleciało mi przez myśl w jakim miejscu jesteśmy) czekała na nas bardzo miła Pani, tłumacząc właściwie jeszcze w drzwiach, że wszystko jest jeszcze zamknięte ponieważ sezon zaczyna się od 6 kwietnia. Nie widać całego piękna miejsca ponieważ baseny ą przykryte, krzesełka pochowane a kwiaty jeszcze nie kwitną w warzywniaku jakieś resztki karczochów... Po długiej litanii, że brakuje tego albo tamtego już sama nie wiedziałam czego mamy się spodziewać. No, ale idziemy po kamiennych schodkach z pękiem kluczy pod górkę. Wychodzimy na szeroką aleję wysadzaną kostką brukową porośniętą wiekowymi drzewami.

Pani wyjaśniła nam, że struktura to jest średniowieczne borgo (małe miasteczko) należące do syna Salvatore Ferragamo (włoskiego dyktatora mody), Massimo. Zostało kompletnie odrestaurowane. Cała posiadłość liczy 1800 hektrów i ma w posiadaniu 23 apartamenty, 9 willi (każda z basenem z podgrzewaną wodą), dwie restauracje (jedna typowa włoska trattoria , druga bardziej wyrafinowana jeśli chodzi o wystrój i menu), działa również L’Accademia di Cucina (szkoła gotowania), ogród warzywny ze 180 rodzajami warzyw, enoteca, sklep, bar, cigar room, SPA, siłownia z widokiem na wzgórza toskańskie (a właściwie to wszystkie atrakcje mają taki widok!) no i 18 dołkowe pole golfowe. Na terenie borgo jest też przepiękny kościółek pod wezwaniem Św. Michała z freskami autorstwa Pietro Lorenzetti należącego do słynnej sieneńskiej szkoły malarzy. Nad borgo dominują ruiny średniowecznego zamku u stóp którego organizowane są śluby.

Dodam też, że na terenie struktury jest winiarnia z beczkami produkowanego na miejscu Brunello i Rosso di Montalcino.
Obejrzeliśmy dwa apartamenty w tym jeden prezydencki, dwie wille (oszczędzę Wam moich zachwytów, szczególnie nad kuchnią...jakie garnki, obrusy, zastawa !!!!), kids club, obydwie restauracje, kościółek, park i pole golfowe.

Zdjęcia wnętrz jednej z willi. Chciałoby się powiedzieć prostota i klasyka w najlepszym wydaniu.






Jeszcze kilka ujęć widoków z tarasów:







Powiem tak, przez wszystkie lata pracy w turystyce widziałam naprawdę imponujące struktury, “gwiazdkowe” hotele, hotele na które brakowało już gwiazdek, ale CdB czyli Castiglion del Bosco nie mieści się w żadnych ramach. Gwiazdek nie starczyłoby nawet tych z nieba... Nie przesadzam, zresztą zobaczcie sami: www.castigliondelbosco.com

Kilka szczegółów, które mnie ujęły. Takie zwykłe, że aż niezykłe. Przynajniej dla mnie.






Warto dodać kilka słów o polu golfowym. Jest to 18 dołkowe pole zaprojektowane przez Toma Weiskopfa. Cieszące się międzynarodową sławą. Pole jest zaprojektowane z uwzględnieniem naturalnego środowiska. Żadne drzewo nie zostało wycięte ani żadne jeziorko zasypane. Po grze golfiści mogą odpocząć przy lampce wybornego wina w barze znajdującym się na terenie pola golfowego.





Reasumując dobra droga, blisko wszędzie, Val d’Orcia na wyciągnięcie ręki, klimat sprzyjający przez cały rok i masaż i wino i basen...ecc. Przeszkód jako takich nie ma....

Orientacyjna cena za dzień w apartamencie w niskim sezonie to Euro 350,00.
Raz w życiu można sobie na coś takiego sobie pozwolić, no nie?

2 komentarze:

  1. O kurczę!!! Ależ się zaczytałam, nazachwycałam, naoglądałam. CUDNIE!! Fajnie byłoby wybrać się jakąś paczką w takie magiczne miejsce i zaszyć na tydzień. Już widzę wesołą kompanię zajeżdżającą busikiem na miejsce. A ja w tej kompanii... BOSKO! A do tego opis, który pozwolił mi choć na chwilę poczuć, że tam jestem. Z utęsknieniem czekam kolejnych relacji :D

    OdpowiedzUsuń