Kilka
dni temu wybraliśmy się z Andreą na “randkę” do Florencji. Dziewczyny zajęte
swoimi obowiązkami w przedszkolu i szkole, wiosenna pogoda, no więc na co
czekać? Mieliśmy
z góry zaplanowaną trasę, ale nie o tym dziś chciałam Wam napisać.
Tego
dnia główną atrakcją naszej samotnej wyprawy był obiad w restauracji, która
swoją historią dorównuje jedynie historii węgla kamiennego...
Myślicie pewnie, że restauracja jak tysiące innych w tym mieście. Zapewniam jednak, że tak
nie jest. Już samo jej położenie, dzielnica San Frediano (Oltarno) mówi samo za
siebie. Jest to stara robotniczo-handlowa dzielnica Florencji gdzie wzdłuż brzegu
rzeki, powstawało wiele warsztatów rzemieślniczych, głównie tych zajmujących się
włókiennictwem. Dzielnica jest bardzo malownicza. Architektura odmienna od tej w pobliżu Piazza della Signoria. Niektóre z budynków sprawiały wrażenie, że wchodziły na siebie. Skojarzyły mi się raczej z Genuą lub innym nadmorskim miasteczkiem, gdzie
marynarze malowali swoje domy jaskrawymi kolorami, aby móc je łatwo rozpoznać
gdy wrócą po latach z morskiej żeglugi...
Rzut okiem na drugi brzeg Arno |
Restauracja do której się wybraliśmy, prowadzona jest przez rodzinę Cambi od roku 1950. Pierwotnie nosiła nazwę Fiaschetteria (oprócz restauracji był sklepik w którym sprzedawano wino), a
jej główną klientelę stanowili mieszkańcy dzielnicy oraz pracujący nad brzegiem
rzeki piaskarze, którzy wpadali w przerwie obiadowej
na pyszną pajdę chleba z wędlinami własnego wyrobu i kieliszek dobrego wina.
Wielka
powódź, która nawiedziła Florencję 4 listopada 1966 roku, zniszczyła również ten
lokal. Na jednej ze ścian, wisi tabliczka, informująca o poziomie wody z tego dnia.
Z czasem piaskarze gdzieś się rozpłynęli... Zmieniły się realia czasów, zmieniła się
i nazwa lokalu: Antico Ristoro di' Cambi przechodzi w ręcę do dziś nam
panujących Stefano i Fabio Cambi.
Cambi, Cambi...tak, tak. Czy już coś, a raczej ktoś Wam chodzi po głowie?
No i zgadza się! Są to potomkowie jak sami mowią "podobno", jednego z głównych
architektów XIII wiecznej Florencji, Arnolfo di Cambio. Nie chwalą się tym na
lewo i prawo, bo nie chcą żeby sława sławnego potomka, przyćmiła ich wspaniałą
kuchnię.
Może i nie ich wujek, ale jak się wejdzie do środka, to ma się wrażenie, że
w takich miejscach właśnie się stołował, jak żył oczywiście.
Budynek miał barwną historię, Od klasztoru do stajni. Na filarach
podtrzymujących łukowate sklepienia, dostrzec można wygładzone na narożnikach
kamienie i cegły. Są to ślady, które pozostawiły ocierające się o nie konie. O coś musiały się drapać!
Meble są wyjątkowe! Stoły i taborety, w zasadzie każdy inny, uginają się
pod ciężarem historii.
Ten jest z XVII wieku |
Ten jest z XVI wieku |
Ściany zdobią ciekawe malowidła, lokalne ozdoby, obrazy,
zdjęcia, a przede wszystkim niezwykłe lampy i kinkiety.
W większej z sal, na jednej ze ścian, widnieje reprodukcja dzieła Sandro Botticelli z roku 1483 - Nastagio degli Onesti. Nastagio to bohater jednej z nowel Dekameronu napisanego przez Giovanniego Boccaccio. Historia Nastagio degli Onesti została namalowana na zlecenie Wawrzyńca Wspaniałego jako prezent ślubny dla Giannozzo Pucci i Lukrecji Bini. Podobno oryginał (tak mi powiedział Stefano) jest w posiadaniu potomków Pucci.
Na ściennym malowidle w restauracji, widnieją podobizny właścicieli. Spójrzcie na kolaż powyżej.
Są też ciekawe zdjęcia przedstawiające Florencję i jej mieszkańców sprzed wieków.
Jak również inne, czasami pikantne, dekoracje!
I kinkiety z kogucikiem:
Zastawa jest skromna, ale wtapia się w klimat miejsca. Zamiast
wykrochmalonych obrusów, typowe papierowe podkładki, ale juz na sam ich widok,
jak mówi Andrea, dostaje się ślinotoku...
Ciekawym, ale zakratowanym miejscem (może to i lepiej :) ) jest piwniczka z
arsenałem butelek wina przeróżnego pochodzenia. Są to oczywiście toskańcy
ambasadorzy czyli wina Chianti Classico, Super Tuscany oraz spore rezerwy
Brunello di Montalcino.
Magia miejsca:
Aha, aby dostać się do restauracji, trzeba przejść tuż obok przeszklonej
lady "gastronomicznej", gdzie apetycznie wyłożone zostały surowe jeszcze
bistecca alla fiorentina, specjalność lokalu.
Z tym, że tych specjalności to
oni mają całe menu! Nas poczęstowali czym chata bogata, czyli wszystkim. Nie byliśmy bardzo głodni i
upieraliśmy się jedynie przy skosztowaniu przekąsek i pierwszego dania. Przy
winie oporów nie stawialiśmy :) Przez moment miałam wrażenie, że jestem na
obiedzie u mojej kochanej Babci Krysi, ile nie zjem to i tak dla niej jest zbyt
mało...!
Przystawki:
Po ribollicie, pappa al pomodoro i pici z ragu z cinta senese okazało
się, że dostaniemy coś jeszcze.
Ja doskonale zrozumiałam Fabio, który
powiedział, że musimy spróbować ciccia czyli mięsa. Wskazując na stolik obok, oznajmił, że nasza porcja będzie mniejsza. Andrea zupełnie nieświadomy nie wiedział jakie przed nim wyzwanie! No tak, przecież nie mogliśmy wyjść od niech bez zjedzenia ich popisowego
dania, czyli bistecca alla fiorentina! Po moim grzbiecie przebiegł dreszcz... Andrea zamilkł, zna mnie od lat i wie, że ja za nią nie przepadam. Owszem, mięso jadam, jak najbardziej, ale ta wersja jest
dla mnie zbyt krwista.
Jeden z bohaterów w filmie Woddego Allena, powiedział tak: dobry weterynarz mógłby jeszcze ten kawałek przywrócić do życia!
Oczywiście zjadłam plaster-ek, a najbardziej smakowało mi spieczone grasso czyli tłuszcz ten po bokach(!!!). Andrea
mlaskał z zachwytu. Twierdził, że rozpływa się w ustach. Pani z sąsiedniego
stolika na raz zjadała kawałek wielkości pudełka od zapałek i jeszcze przy tym
prowadziła ożywioną dyskusję. Skłamałabym gdybym nie przyznała im racji,
bistecca była pyszna!
Na deser nie dałam się juź namówić za żadne skarby! Obawiałam się
piętrowego tiramisu :) Kawy nie mogłam sobie jednak odmówić. No i zaniemówiłam,
kawę podano w malutkich emaliowanych kubeczkach!! Nie były to firmówki jakie
często widzi się w restauracjach. Te były obłędne (przynajmniej dla mnie).
Oczywiście swój zachwyt musiałam
zwerbalizować w momencie kiedy do naszego stolika podszedł Fabio. No i co robi Fabio? Idzie
do półki i garścią zgarnia kilka kubeczków! Zaczynam żałować, że nie
powiedziałam tego samego o stołach, taboretach, lampach...szynce...
Dogadaliśmy się odnośnie kilku grup, które w najbliższym czasie przyjadą za
moim pośrednictwem do Toskanii, jak również odnośnie niespodzianki dla klientów
indywidualnych VisiToscana, którzy do nich trafią. Ja, na Waszym miejscu nie dałabym się długo namawiać!
Więcej informacji na stronie znajdziecie tutaj.
Restauracja jest nieczynna w niedzielę.