środa, 23 stycznia 2013

Z wizytą u Barona, czyli Chianti Classico

Docierają do mnie wiadomości, że jak Polska długa i szeroka, pokryta jest śniegiem i skuta mrozem, brr...! 
Pomyślałam sobie, że skoro nie mogę (a naprawdę bardzo bym chciała) przesłać Wam trochę toskańskiego słońca, to przynajmniej, na szybką rozgrzewkę, napiszę o naszej wrześniowej wycieczce w rejon Chianti.
Mimo, że minęło kilka dni od rozpoczęcia kalendarzowej jesieni, w Toskanii nadal panowały letnie temperatury! Celem naszego wyjazdu, było dopięcie na ostatni guzik degustacji wina dla grupy turystów z Polski. Doszłam do wniosku, że najlepszym miejscem na ich pierwszą, poważną degustację będzie kolebka Chianti Classico, czyli Cantine del Castello di Brolio w Gaiole in Chianti.
Dlaczego akurat to miejsce? 
Nie będę się zagłębiać w historię zamku i jego kolejnych właścicieli, ale najważniejszego nie można pominąć.
Otóż, Castello di Brolio i winnice położone u jego stóp, to darowizna od władz Republiki Florenckiej, dla rodziny Ricasoli w 1141 roku. Zamek znajduje się na granicy terytoriów należących do dwóch wrogich niegdyś miast - Florencji i Sieny. Fortyfikacja, była świadkiem licznych wojen. Wielokrotnie zniszczona, a następnie odbudowywana, jest obecnie mieszankę stylów, od średniowiecznych fragmentów umocnień, do neogotyckich zabudowań.
To właśnie tu, baron Bettino Ricasoli (oprócz zamiłowania do enologii, był również politykiem pełniącym odpowiedzialne stanowiska min. premiera w Zjednoczonym Królestwie Włoch) po wielu latach doświadczeń w swojej winnicy sformułował “przepis” na Chianti. Z pewnymi modyfikacjami obowiązuje on do dziś. Jego sekret, polegał na połączeniu w odpowiednich proporcjach ciemnych i jasnych szczepów winogron. Chianti, według barona Ricasoli, to: od 75 do 90% ciemnych gron szczepu Sangiovese, od 5 do 15% rubinowych Canaiolo i wreszcie, od 6 do 10% białych winogron Trebbiano lub toskańskiej Malvasia. Wino Chianti (wytrawny smak i rubinowa barwa), wyprodukowane według tej receptury, ma prawo zostać opieczętowane znakiem Gallo Nero (Czarny Kogut).
 
Widok na zamek Brolio




Castello di Brolio:

Wejście główne do zamku


Można również dojść do zamku na skróty (wersja ze schodami)
 
Jak widać, jesteśmy na dobrej drodze !
Przed nami zamek w wersji mini. Pod nim spływają wody deszczowe ze wzgórza.
  








 
 

 Na terenie zamku, jest również prywatna kaplica:



Mury obronne są na tyle szerokie, że swobodnie można po nich spacerować. Oczywiście, trzeba mieć oczy wokół głowy, szczególnie jak się jest z dzikusami, takimi jak nasze. 



Jedni spacerują, a inni ...
odpoczywają.
Widoki z zamku to kwintesencja regionu Chianti. Zresztą popatrzcie sami:

U podnóża zamku, jak niegdyś rycerze, stoją równiutko rzędy winorośli


Z zamkowych murów, rozciąga się piękny widok na winnice

 
 

A teraz clou naszego wyjazdu, czyli degustacja wina. Przecież muszę wszystkiego wypróbować na sobie, nieprawdaż?
Żeby zdążyć na umówioną wizytę, na godzinę 11.00, wyjechaliśmy z Pistoi ok. 9.00. Przejazd autostradą, zajął nam nieco ponad godzinę. Na miejsce dotarliśmy jeszcze sporo przed czasem. Zaparkowaliśmy na parkingu, vis-à-vis enoteki. Po wyjściu z samochodu i rozprostowaniu kości przeprowadziliśmy szybki konkurs na najgłupszą minę:

Punktualnie o godzinie 11.00, spotkaliśmy się z Franceską, która zajęła się nami z wielkim zaangażowaniem. Opowiadała, że swój obecny wygląd cantina zawdzięcza modernizacjom, jakim zostały poddane stare piwnice. Nad nimi, mieści się enoteka, sala przeznaczona do prywatnych degustacji wina oraz pomieszczenia biurowe. Winnica może poszczycić się najnowocześniejszymi rozwiązaniami technologicznymi. Francesca, była na tyle uprzejma, że oprócz streszczenia nam historii powstania Chianti Classico, oprowadziła nas po wszystkich pomieszczeniach związanych z jego produkcją. Od A do Z, a właściwie od momentu, w którym to winogrona prosto z krzaka, trafiają w wir obróbki,
aż do momentu, kiedy zostają nalane do butelki
Andrea, w poprzedniej pracy, miał okazję odwiedzić to miejsce kilkakrotnie. Jak się później okazało, w pamięci utkwił mu pewien szczegół. Jednak przez całą drogę nie puścił pary z ust, chciał mi zrobić niespodziankę. 
Otóż, w recepcji, tuż przed wejściem do pomieszczeń biurowych, na samym środku marmurowej podłogi, znajduje się otwór zabezpieczony hartowanym szkłem, po którym można swobodnie chodzić, a przez który widać piwnicę z beczkami wina. Francesca pozwoliła nam, chociaż na chwilę, tam wejść, mimo, iż ta część nie jest przeznaczona dla turystów. Chciałam zrobić zdjęcie, ale światło w piwnicy pod nami było wyłączone i nici z efektu! Co za niefart! Zauważyłam, że Andrea był bardziej zawiedziony ode mnie.

Poniżej wnętrze enoteki. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w domu wielkoluda. Meble, przepiękne antyki, były dziwnie "przerośnięte".


 


W oko wpadły mi (dopiero po przerzuceniu zdjęć do komputera, zauważyłam, że nie byłam w tym odosobniona) kielichy a la Wańka-wstańka.


W domu, doczytałam, że te kieliszki, o muzycznie brzmiącej nazwie Swing (z ang. kołysać się), przeznaczone są wyłącznie do degustacji czerwonego wina. Nowatorski design, to nic innego, jak wynik obserwacji kiperów. Podczas degustacji, jak powszechnie wiadomo, kręci się kieliszkiem. Wtedy wino, rozlewając się po ściankach, zwiększa swoją powierzchnię parowania i to powoduje, że pachnie znacznie silniej. Podobno nie można zakręcić kieliszkiem tuż po napełnieniu winem. Musimy chwilę odczekać, a następnie, wystarczy lekko trącić Swinga, a trunek się rozkołysze!

Na zdjęciu poniżej, sala do degustacji wina "na siedząco". Zazwyczaj, ten rodzaj degustacji, połączony jest z krótką wizytą w zamku Brolio i spacerem po winnicy. Podczas degustacji (3 win) usłyszmy min. historię produkcji wina, rodzajach szczepów oraz gleb występujących na terenach posiadłości. Koszt za osobę to 25 Euro. Zajmie nam to ok. 2,5 godziny.

 

Pojemniki z próbkami gleby, na której rosną poszczególne szczepy winogron
(w sali przeznaczonej do prywatnych degustacji)
W sklepie, "na stojąco", można skosztować wszystkich gatunków win, grappy (wódka z winogron) czy vinsanto (słodkie wino deserowe), jakie produkuje cantina. Degustacja 3 trunków, to koszt 5 Euro od osoby. Z tym, że jeśli kupimy chociażby jedną butelkę (dowolnego alkoholu) to nie doliczą nam do rachunku wcześniejszej degustacji.


Raj na ziemi, czyli wino, wino i jeszcze raz wino...



Chyba można nazwać to halą przemysłową?

 
Francesca w swoim żywiole!
Powiem szczerze, że byłam trochę zawiedziona wszechobecnym aluminium, plastikiem i światłem jarzeniówek. 

Na koniec przyszło miłe zaskoczenie:


Jedno z moich piękniejszych wspomnień tego dnia, nosi nazwę  

CASTELLO DI BROLIO 
VINSANTO
VINSANTO DEL CHIANTI CLASSICO DOC 2005

i wygląda tak:


Wspomnienia mają to do siebie, że powracają...
Moje pewnie szybko, do mnie nie powróci. Za butelkę o pojemności 0,5 l, trzeba zapłacić 22 Euro... (skosztowałam tej ambrozji tylko na miejscu). To się nazywa miłość od pierwszego spróbowania.

Ważne informacje:

Wizyta w ogrodach, kaplicy i spacer po murach Castello di Brolio to koszt 5 Euro za osobę.
Za dopłatą 3 Euro można zwiedzić zamek  - są to wybrane pomieszczenia z uwagi na to, że nadal mieszkają w nim potomkowie barona Bettino Rocasoli. 

 
W styczniu i lutym zamek jest zamknięty dla zwiedzających. W pozostałych miesiącach otwarty od wtorku do niedzieli, w  godzinach od 10.00 do 19.00 (kasa zamykana jest o 18.00).


Więcej informacji na stronie internetowej Ricasoli







16 komentarzy:

  1. Rzeczywiście idylliczne miejsce aczkolwiek brak mi typowego sznury winnic, półmroku, ceglanych murów. Mimo to zdaje do id sprawę,ze na tak duza skale taka produkcja wygląda inaczej. Z przyjemnością sprobowalabym tego wina,jako mloda i niewprawipna degustatorka win lubię tylko te słodkie i deserowe. Pani Joanno odnośnie koloru odpisalam w moim liście.pozdrawiam z arktycznej Polski, jutro ma być - 15 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sofismatos, ja też czułam niedosyt jeśli chodzi o piwniczkę :)Z drugiej strony, jeśli robią takie pyszne wino to jest mi to zupełnie obojętne gdzie! W takim razie też straciłabyś głowę i "kubki smakowe" dla vinsanto! Już do Ciebie zaglądam. Pozdrawiam Asia

      Usuń
    2. ah miałam na myśli "sznytu" :) komentowanie z telefonu ze słownikiem zawodzi.

      jedno z bardzo smacznych słodkich win jakie miło wspominam to grecki muscat Samos. Obłędnie słodki z bardzo mocnym posmakiem rodzynek.

      Usuń
    3. W takim razie muszę spróbować greckiego Samosa, bo włoskie moscato baaardzo mi smakują :)

      Usuń
  2. tego posta nie powinno sie czytać inaczej niż przy kieliszku dobrego wina ;)
    i chętnie przeprowadziłabym taką degustację na miejscu ;)
    a pokryta śniegiem Polska ma też dobrą stronę - sanki i gorąca czekolada po ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo, w takim razie będę uprzedzać...Kup dobre wino, bo wczoraj byłam na degustacji :) Jak ja lubię swoją pracę!!! Śniegu mi brakuje :( Pozdrawiam, Asia

      Usuń
  3. Ależ pięknie. Już nie wiem co bardziej mnie zachwyciło: plenery, zamek, wino, czy opis Twój Asiulka.
    Ściskam słodko!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toskania! Toskania Ciebie zachwyciła moja droga! Buziaki

      Usuń
  4. Joasiu - ale mi sprawiłaś przyjemność tym wpisem:-)!!! Zamek Brolio to nasz "pierwszy dzień" podczas majowego urlopu. Enoteka wprawdzie była zamknięta - ku naszemu rozczarowaniu ale wspomnienia niezapomniane. Na szczęście "odbiliśmy" sobie z nawiązką i Chianti Classico degustowaliśmy jeszcze w kilku winnicach, zabierając ze sobą zapas do Polski. Jak tylko znajdę chwilkę to podzielę się naszymi spostrzeżeniami na blogu. Popijając wprawdzie naleweczkę a nie czerwone wino, pozdrawiam Cię gorąco (biorąc pod uwagę obecny klimat w Polsce nalewka czyni cuuuda...:-)) - Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda, cieszę się bardzo, że przypomniałam Ci wakacje! Szkoda, że enoteka była zamknięta, ale tak naprawdę we Włoszech (szczególnie w małych miasteczkach) godziny otwarcia sklepu wywieszone na drzwiach wejściowych, jeszcze o niczym nie świadczą :) Całe szczęście, że winnic tutaj nie brakuje! Gorąco pozdrawiam, Asia.

      Usuń
  5. Ech, ja też nie byłam w tej enotece :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, w takim razie musimy pomyśleć o wycieczce w tamte strony :)

      Usuń
  6. Miejsce piękne. Modelki, choć małoletnie - cudowne!
    Nie wiem dlaczego, bywa tak, że wino przywiezione do domu już tak nie smakuje. To nie "wina" przechowywania, to nostalgia do włoskiego, toskańskiego nieba chyba zmienia smak....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mażenko, masz rację! Wino w domu ma zupełnie inny smak. W pięknych okolicznościach toskańskiej przyrody smakuje o niebo lepiej!! Taaa, modelki, to są dopiero modele :) Pozdarwiam, Asia

      Usuń
  7. Ależ mi się zatęskniło do tych pagórków zielonych. Asia, kusicielka jesteś. Chianti w domu tez brak. Dziewczynki robią urocze miny i jak chętnie pozują. Całuję każdą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszko, po Chianti do Chianti! Nie ma siły, czekam! Buziaki

      Usuń